Na pierwszym stał z Huncwotami na tle morza w Brazylii, nad które wybrali się w minione wakacje. Wszyscy śmiali się wesoło i machali do obiektywu.
Na drugim z całą paczką urządzili sobie bitwę na śnieżki na błoniach. Miało to miejsce na trzecim roku, kiedy to wszyscy prowadzili jeszcze beztroskie, wolne od problemów życie.
Na trzecim siedział z Dorcas na kanapie, a z tyłu stała Kate i Ann,. We troje uśmiechali się szeroko jakby sam uśmiech przepędzał zło.
Czwarte zdjęcie było zrobione w tym roku. Obejmował na nim ramieniem Lily. Oboje mieli uśmiechy na twarzach, ale jego był jakby przygaszony, taki pusty.
Na ostatniej fotografii jako pięciolatek stał z rodzicami na tle choinki. Ich szczęście było wyraźne nawet za szybki oprawki.
Stał jak zaklęty i wpatrywał się w nie. Nie świadomie kilka łez wypłynęło z jego oczu. Minęło 10 minut zanim się ocknął. Otarł łzy, które coraz szybciej leciały i spakował szybko zdjęcia do odrębnej kieszeni. W myślach przywołał pergamin i pióro. Napisał list i położył go na łóżku. Rozejrzał się wokoło i zatrzymał się na śpiących przyjaciołach. Poczuł nieprzyjemny ucisk w gardle i jego oczy niebezpiecznie zaczęły piec. Zawahał się. Ale przecież nie mógł się wycofać. Przecież robił to dla nich.
Chwycił swoją miotłę i wybiegł z dormitorium. Biegł i zatrzymał się dopiero przy bramie Hogwartu. Omiótł spojrzeniem po terenie szkoły. Dostrzedł słupki bramkowe na boisk do quidditcha. Tęsknił za nim. Choć od 5 roku był kapitanem drużyny, w tym roku z powodu jego częstego pobytu w szpitalu jego funkcje objął jego zastępca. Tęsknił za tymi chwilami, gdzie liczył się tylko on i znicz. Czuł wtedy wolność.
Zaśmiał się histerycznie na myśl, że kiedyś jego największym problemem był mecz, albo nawet odrzucenie jego podrywów przez Lily. Ileż to razy wspominała mu, że na świecie byłoby piękniej bez niego. No to masz, co chciałaś- pomyślał smutno. Nigdy nie dał po sobie poznać jak go wtedy raniła. On zrobi dla niej wszystko, ale ona nie wie jeszcze jak mocno ją kocha. Nie miał jej za złe, że wypowiedziała głośno to, czego on był sam świadom.
Ich wszystkich kochał tak bardzo, że aż bolało. Nie pozostało mu więc nic innego, jak wsiąść na miotłę i odlecieć.
- Syriusz? Co tak stoisz?
Ann, Dor, Kate i Lily weszły do dormitorium chłopców, budząc tym samym Petera i Remusa. Syriusz od kilkunastu minut wpatrywał się w pergamin, który zostawił James.
- Gdzie jest James?- szepnęła Lily.
- Łapo, co tam masz?- zapytał Lunatyk.
Ten jakby obudził się z transu, drgnął, podniósł wzrok i bez słowa podał im list opadając na łóżku.
Remus na głos odczytał list. Z każdym słowem jego głos tracił na sile i się załamywał. Kiedy skończył, każdy miał zaszklone oczy.
- Musimy go odnaleźć- powiedział zachrypniętym głosem Syriusz.
- Niby jak? Nawet nie wiemy w którą stronę wyruszył- mruknęła smętnie Dor.
- Wyślijmy do niego list- podsunęła Ann.
- No dobra. I tak niczego innego nie zrobimy- zadecydował Lupin.
Wziął pergamin i orle pióro ze swojej szafki i wspólnie napisali list.
Drogi Jamesie!
Masz rację, jesteśmy wściekli i to bardzo. Jak możesz nam tak robić? Gdzie ty jesteś? Odpowiedz nam! Martwimy się o Ciecie. Co zrobiliśmy nie tak? Powiedz nam, naprawimy to, tylko do cholery wróć! Nie ma żadnego żegnaj. Wróć sam, albo my Cię znajdziemy. Jak możesz twierdzić, że szybko zapomnimy? James! Błagamy! Wróć!
Twoi nic nie rozumiejący przyjaciele (?).
Udali się do sowiarni, gdzie wysłali go szkolną sową.
- Chodźmy na śniadanie. Zaraz lekcje, a i tak niczego nie zrobimy- powiedziała Kate.
Skinęli głowami na znak zgody.
- Chwila. Gdzie Peter?- zdziwiła się Lily.
- Myślałam, że szedł z nami- rozejrzała się Dor jakby spodziewała go ujrzeć.
- Mniejsza o niego. Pewnie poszedł już jeść- westchnął Łapa.
Zamilkli i poszli do Wielkiej Sali.
- Panie mój, on mówi, że młody Potter uciekł z Hogwartu- wyszeptał Lucjusz Malfoy.
- Świetnie. Teraz jest bezbronny nie ma przy nim Dumbledore'a- zaśmiał się Lord Voldemort.- Znajdźcie go.
- Tak jest panie.
Mężczyźni aportowali się z domu w Little Hangleton i zapadła głucha cisza.
Przyjaciele z niecierpliwością oczekiwali odpowiedzi od Jamesa. Ta jednak nie przyszła ani tego dnia ani przez dwa tygodnie, mimo, że codziennie wysyłali po dwa listy o podobnej treści. Podczas śniadania trzy tygodnie później, Remus otrzymał Proroka. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie patronusa-jelenia.
- Ej, słuchajcie.
Tajemniczy łowca śmierciożerców działa na terenie Angli!
W ostatnim czasie złapano jedenastu śmierciożerców. Za każdym razem Łowca wysyła Patronusa- Jelenia do Siedziby Aurorów. Gdy aktualny szef aurorów Alastor Moody wraz ze swoją ekipą przybywa na miejsce wskazane przez owego patronusa znajduje skrępowanych i oszołomionych zwolenników Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, a obok niego drugi magiczny jeleń.
"Nie wiemy kim on jest, ale jesteśmy mu bardzo wdzięczni"- wyznaje jeden z aurorów.
Życzymy szczęścia naszemu tajemniczemu Łowcy. W tych trudnych czasach przydają się tacy ludzie. A tymczasem wojna wisi w powietrzu...(więcej na str. 2)
- Patronus jeleń?- zmarszczył czoło Black.- A czy to nie...
- Wiele osób ma takie patronusy- ostudził jego zapał Remus.
- O czy wy mówicie?- zdziwiła się Lily.
- Nie ważne Evans. Nie powinno cię to obchodzić- warknął Syriusz.
- Hej! Patrzcie!- krzyknęła Kate wskazując na sowę uszatą lądującą obok nich.
- To od Jamesa!- szepnął Lupin i trzęsącymi się rękoma odwiązał list, a sowa od razu odleciała.
Drodzy Syriuszu, Remusie, Glizdogonie, Peterze, Ann, Kate, Lily i Dorcas!
Proszę, nie piszcie więcej listów. Sowy zbyt zwracają na mnie uwagę, a tego nie chcę. Wiem, że to dla was trudna i niezrozumiana sytuacja, ale o mnie się nie martwcie. Radzę sobie doskonale.
Po prostu zapomnijcie.
J.P
Wszyscy patrzyli się tępo w kartkę jakby marzyli, by wyskoczył z niej Rogacz.
- Po prostu zapomnijcie?- zapytał pustym głosem Łapa.
Przed oczami stanęły im wszystkie chwile spędzone z Jamesem. Łapa zerwał się i wybiegł z sali. Przypomniał sobie dzień, w którym się poznali.
Był 1 września. Właśnie jechał do Hogwartu. Jego umysł wypełniła szczęśliwa wizja opuszczenia swojego domu na 10 miesięcy. Szczęście go rozpierało. Uśmiechał się właśnie do siebie, gdy przedział otworzył się i weszły jego kuzynki Narcyza i Bellatrix. Obie miały kpiące uśmiechy na twarzach.
- Witaj Syriuszu.
- Witajcie- wycedził.- Czego chcecie?
- Pamiętaj. Masz trafić do Slitherinu, albo pożałujesz.
- Po moim trupie. Może jeszcze mam dołączyć do tego zapchlonego Czarnego Pana?
- Nie wycieraj swojej gęby Czarnym Panem!- wpadła w furię Bella.- Crucio!- krzyknęła.
Ale w ostatniej chwili, ktoś ją popchnął od tyłu tak, że upadła na podłogę, a zaklęcie trafiło w szybę i ją roztrzaskało. Podniosła się ze złością i już miała rzucić zaklęcie na chłopca stojącego za nią, ale Narcyza chwyciła ją za rękę i powiedziała.
- Opamiętaj się Bello. Będziemy miały kłopoty.
Pociągnęła ją za sobą i po chwili obie zniknęły.
- O rety. Dzięki- wymamrotał Syriusz do chłopca.
- Nie ma za co. Jestem James Potter, a ty?
- Syriusz Black.
Podali sobie ręce i uśmiechnęli się do siebie. Od tej pory byli nierozłączni.
A teraz... Teraz wszystko było nie tak.
* * * * * * *
(dop. aut.- I to są z grubsza te zdjęcia. Tylko do jednego nie mogłam znaleźć odpowiednika)
*******************************************************************************
Hej.
Teraz jest dłużej. Mam nadzieję, że się podoba, bo się starałam.
Dziękuję za te komentarze. Naprawdę są one dla mnie bardzo ważne. Piszcie też na czacie i odpowiadajcie na moje sondy, bo wtedy widzę ile was jest i czy mam dla kogo pisać.
Liczę na komentarze i pozdrawiam,
Wasza Rogaczka.