wtorek, 10 stycznia 2017

17. Wybory cz. 2

- Więc jak Potter? Ty czy twoi przyjaciele?- zaśmiała się ze zniecierpliwieniem Lestrange.
- I ja i oni- uśmiechnął się wyciągając z kieszeni mały przedmiot, na którego widok śmierciożecom stanęły skamieniałe serca...
W ręku Jamesa Pottera spoczywał legendarny medalion Salazara Slytherina.
- Skąd to wasz?- wyszeptała Bella.- Gadaj!- ryknęła nagle, mierząc w niego różdżką.
- Nie tak ostro- zaśmiał się kpiąco.- Chyba nie chcesz, żeby Voldemort dowiedział się jak strzegłaś jego skarbu.
- Nie wymawiaj jego imienia. Nie jesteś godzien- warknęła.- Nawet nie wiesz jak ten przedmiot jest ważny. Oddawaj!
Młody Potter wciąż przybierał kpiącą maskę. Jednak w jego sercu narastało przerażenie widząc swoich przyjaciół skrępowanych linami. Wiedział, że to jego wina. Dostrzegł pręgi na twarzy Syriusza. Domyślał się, że będą próbowali coś z niego wyciągnąć. Nie mogli wiedzieć, że on nic nie wie. Nie pozostało mu nic innego jak odgrywać swoją rolę.
- Bello moja droga, to ty nie wiesz. On kazał ci po prostu tego pilnować. Ja wiem, co to. I wiem, że nie ujdziesz z życiem, kiedy się dowie, że to przez przypadek...- tu przyłożył różdżkę do medalionu i uśmiechnął się niewinnie- zniszczę- zaśmiał się gorzko i wyszczerzył do niej zęby.- Jeśli  nie chcesz, żeby się tak stało puść ich wolno- wskazał podbródkiem na przyjaciół- i oni odejdą- tym razem pokazał na śmierciożerców.
- Kim ty jesteś, żeby nam rozkazywać?- warknął Lucjusz.
- Kimś więcej niż ty- zaśmiał się i splunął na nich.
Chodź w Belli się gotowało ze wściekłości powstrzymała Malfoya przed jakimkolwiek ruchem.
- Nie rób niczego pochopnie. To nie są żarty- mruknęła do niego.
- Nie są żarty?! Jak ty tego pilnowałaś, że ten plugawy szczeniak ci to ukradł?!
- Uspokój się. Rób tak, jak on mówi- warknęła spoglądając ze strachem na różdżkę przytkniętą do medalionu.
- Co?!
- Chcesz żeby Czarny Pan się wściekł? Chcesz?!
- I tak się wścieknie jak się dowie o tej akcji.
- Na razie nawet o niej nie wie. Rozwiąż ich i idźcie stąd.
Lucjusz westchnął głośno i prychnął z irytacją. Zawsze popierał Czarnego Pana. Przez tego Pottera traci reputację u niego. Chciał to wszystko naprawić zabijając Pottera, ale ten znów pokrzyżował mu plany. Pełen złości skinął na swoich towarzyszy, ci rozwiązali Syriusza, Remusa, Kate, Dorcas, Ann i Lily, a później aportowali się.
- Masz czego chciałeś Potter- warknęła pełna wściekłości Bellatrix.- Teraz oddaj mi ten medalion, albo cie zabije.
- Och... Ale zanim mnie zabijesz zdążę go zniszczyć- uśmiechnął się.
Spojrzał ponad głową Belli na swoich przyjaciół, którzy stali jak sparaliżowani i parzyli się przerażeni na jego poczynania. Obszedł ją nie obracając się do niej plecami i podszedł do nich. Ona od razu się odwróciła i celowała w niego różdżką. James machnął szybko różdżką wytwarzając przezroczystą błonę nad przyjaciółmi, którzy momentalnie znikli.
- Uciekajcie, ta błona długo się nie utrzyma. Proszę, zróbcie to dla mnie. Wezwijcie pomoc- mruknął do nich cicho, żeby Bella nie usłyszała, po czym wrócił na swoje miejsce.
Wiedział, że przyjaciele wykonali jego polecenie, bo powietrze w miejscu, w którym byli, ledwo zauważalnie drgało w coraz to dalszych odcinkach. Wyczuwał też, że Syriusz i Remus zostali. W tym przypadku nie było żadnych widocznych oznak. To po prostu była magia przyjaźni. Huncwotów łączyła tak wielka więź, że potrafili wyczuć, że któryś z nich jest w pobliżu.
- Oddaj to!- warknęła bliska wybuchu Bellatrix.
Pokręcił głową z uśmiechem i zaśmiał się kpiąco. Rozjuszona Lestrange wydała z siebie wściekły krzyk. Skierowała w niego różdżkę i już mknął ku niemu czerwony promień. On był na to przygotowany. Rozgrzała się walka. Mimo, że była wyrównana, James powoli tracił siły. Zbyt częste walki ze śmierciożercami i nieprzespane noce dały mu się we znaki. Pewnie się zastanawiacie, dlaczego Remus i Syriusz stali bezczynnie. Nie robili nic, gdyż młody Potter w zaklęciu zawarł siłę, która uniemożliwiała im ruch do przodu, a ich różdżki posiadała Bella. Nie chcieli też uciec, bo pomimo paraliżującego ich strachu, gorączkowo myśleli jak pomóc przyjacielowi. W pewnym momencie otaczająca ich błona pękła. Bellatrix zamarła, a James, który podczas walki przemieszczał się i był teraz w pobliżu przyjaciół wpatrywał się w nich ze strachem. Za nim zdążył cokolwiek zrobić, śmierciożerczyni z radosnym uśmiechem celując w Blacka powiedzała:
- Avada Kedavra!
Nie wiele myśląc rzucił się w stronę Łapy, przyjmując na siebie zaklęcie. A potem ogarnęła go ciemność. Czuł, że unosi się. Czy to wszystko na prawdę się skończyło?


Wróćmy do wydarzeń sprzed kilku dni. Na drodze pojawiły się dwie postacie w czarnych szatach. Ani mężczyzna, ani kobieta nie byli świadomi, że szaty tego pierwszego trzyma się James Potter ukryty pod peleryną niewidką. Ruszyli wspólnym krokiem do wielkiego, starego domu. Jego właściciel najwyraźniej nie dbał o wizerunek, gdyż ogród był zachwaszczony, a ściany pokryte łuszczącą się farbą były pokryte pnącym się bluszczem. Rudolf i Bella otworzyli furtkę, która zaskrzypiała przeraźliwie. Chłopak bez namysłu ruszył za nimi. Przemierzali mroczne korytarze w domu, aż wreszcie dotarli do celu. Kiedy weszli do pomieszczenia, James wzdrygnął się. Jedynym jasnym elementem pokoju był oświetlający białą postać na fotelu kominek. U stóp Lorda Voldemorta leżał wąż sycząc cicho i z rozkoszą, gdy zobaczył przybyszów. Ci padli na kolana przed swoim panem.
- Panie, wzywałeś nas- powiedziała kobieta służalczym tonem.
- Tak. Mam dla was zadanie. Niezwykle ważne zadanie- wyszeptał ten w odpowiedzi.
- Jesteśmy do twojej dyspozycji panie- powiedział potulnie Rudolf.
- Musicie ukryć bardzo ważny dla mnie przedmiot- wysyczał wyciągając ku nim rękę z medalionem.- Pilnujcie go. Strzeżcie go, bo od tego zależy wasze życie.
Bellatrix podniosła się i wzięła od niego medalion. Włożyła go do kieszeni swojego płaszcza.
- To dla nas zaszczyt panie.
Schylili głowę i odwrócili się wychodząc z pomieszczenia. Niepostrzeżenie Rogacz wyjął z kieszeni ten medalion i uśmiechnął się z radością. Już miał odejść, kiedy usłyszał coś dziwnego. Czarny Pan zmienił swój głos w syczenie zwracając się do węża i głaszcząc długimi palcami jego głowę. Mowa wężów- przeszło mu przez myśl. Jednak po sekundzie dotarło do niego coś innego- on to rozumiał.
- Naginiii. Już tak mało mi brakuje, żeby osiągnąć nieśmiertelność. Już niedługooo.
- Cieszę się razem z tobą paniee.
Z szokiem wymalowanym na twarzy szybko wycofał się z pomieszczenia
*********************************************************************************
Hej. Krótko, ponieważ to było dokończenie tamtej części. Już piszę następny rozdział! Czekam na komentarze (mam nadzieję, że będą, bo komentarze=nowy rozdział). Pozdrawiam, Rogaczka