piątek, 30 października 2015

3. Nowa uczennica i szpieg.

Dni mijały, a dni zaczęły przemieniać się w tygodnie. Minął  ponad miesiąc od wypadu do wioski, a James Potter nadal się nie obudził.
Profesor Potter chodził jak struty, dyrektor był przygnębiony, ale to nie mogło się równać z tym, jak się czuli jego przyjaciele. Huncwoci nie robili już dowcipów, przestali się śmiać, a dziewczyny towarzyszyły im w monotonii życia, jaka zapadła. Często go odwiedzali, ale musieli to robić dopiero w weekendy, ponieważ mimo wszystko nauczyciele ich nie oszczędzali.
Tego dnia, kiedy wszyscy siedzieli w WS i jedli śniadanie dyrektor powstał i uśmiechnął się, a na całej sali zaległa cisza.
- Mam zaszczyt was powiadomić, że do grona uczniów dołącza nowa uczennica. Zapraszam panno Celliso Bartneys!
Do sali weszła dziewczyna o długich do pasa, prostych, brązowych włosach. Minę miała taką, że wiele osób się skrzywiło.
Profesor Dumbledore poszedł do bocznej komnaty i wrócił ze stołkiem oraz Tiarą Przydziału.
Dziewczyna usiadła i założyła Tiarę.
- Slytherin!
Ślizgoni głośno zaklaskali, a Gryfoni wyrazili wstręt.
- Mam także przyjemną niespodziankę. Ale od razu mówię: proszę go nie męczyć!- uśmiechnął się jeszcze szerzej- Panno Pomfrey! Proszę!
Drzwi do sali ponownie się otworzyły i wkroczyła do WS pielęgniarka szkolna z... Jamesem Potterem. Wśród damskiej części uczniów wydobył się pisk, męska część zaklaskała. Przyjęli go jak bohatera wojny, choć nikt nie miał pojęcia co się stało.
Chłopak ledwo się trzymał ramienia pielęgniarki i był blady jak śmierć.
- Przed chwilą uzdrowiciele przenieśli go tutaj. Będzie się kurował w Skrzydle Szpitalnym.
- Rogacz!!!- wrzasnęli Huncwoci i dziewczyny.
Szukający zmusił się do uśmiechu, który wyglądał jak grymas.
Dyrektor podszedł do niego i powiedział:
- Jak będziesz się lepiej czuł wiesz gdzie mnie szukać- i odszedł.
Natychmiast podbiegli jego przyjaciele. Ale pani Pomfrey ich zatrzymała.
- Spokojnie! Nie widzicie jego stanu?
- Proszę pani, możemy już iść  bo długo tak nie postoję- mruknął słabo James
- Ależ oczywiście- zwróciła się do nich- Możecie także iść, ale macie być spokojni.
- Jasne!- powiedzieli chórem uradowani.
Zatem wszyscy poszli do SS. Kiedy dotarli, pielęgniarka podała szukającemu pełno jakiś eliksirów i zniknęła w swoim gabinecie.
- Jak się czujesz?- zapytała go Lily siadając na jego łóżku
- Na pewno nie lepiej niż wyglądam- szepnął słabo w odpowiedzi
Zamknął oczy jakby wypowiedzenie każdego słowa sprawiało mu mękę
- Co ci jest?- zapytał Syriusz
- Powiem. Powiem, ale nie teraz. Nie mam siły- wyszeptał James
- Daj mu spokój! Nie widzisz, że on ledwo żyje?- wtrącił Remus widząc, że Łapa chce coś powiedzieć- Może lepiej chodźmy. Niech odpoczywa.
W tym samym czasie weszła pani Pomfrey z kolejną porcją eliksirów.
- Pan Lupin ma raję. On musi odpoczywać. Przystali go ze względu na to, że nalegał, żeby kurować się tutaj, a nie w Mungu.
- Dobrze.
Tak więc wyszli i radośni udali się do PW po książki, a potem na lekcje.
***
Minął tydzień, a rogacz dalej był w SS. Czuł się coraz lepiej, ale nadal był słaby.
Jednak czas mijał, a on obiecał dyrektorowi prawdę, więc we wtorek, kiedy już mógł normalnie mówić i chodzić, powiadomił pielęgniarkę, że musi iść do dyrektora.
- No dobrze, ale odprowadzę cię.
Poszli opustoszałym korytarzem. Nikogo nie napotkali, bo były lekcje, co mu szło na rękę, ponieważ wszyscy już wiedzieli o zdarzeniu w Hogsmead, ale nikt oprócz niego nie wiedział co się wtedy stało.
Pielęgniarka podała hasło kamiennej chimerze i odeszła, a on wspiął się po spiralnych schodach i zapukał.
- Proszę!- rozległ się stłumiony głos i chłopak wszedł.
- Dzień dobry panie dyrektorze. Chciał pan wiedzieć co się stało. Więc jestem.
- Cudownie. Usiądź. Opowiadaj- uśmiechnął się do niego zachęcająco
- Więc to było tak: Siedziałem z Lily na polance, kiedy rozległ się krzyk...
... Zerwaliśmy się z ławki.- Lily, zostań tu i załóż to!- mówiłem szybko i z plecaka wyciągnąłem srebrną tkaninę- To peleryna niewidka. Uważaj na siebie- cmoknąłem ją osłupiałą w policzek i pobiegłem w stronę krzyku.Evans coś do mnie krzyczała, ale ja już nie słyszałem. Biegłem tak aż dobiegłem do jednej zw wschodnich uliczek wioski.Przeraziło mnie to co zobaczyłem.W powietrzu wiła się z bólu młoda kobieta, a pod nią stało pół tuzina zamaskowanych ludzi w czarnych pelerynach. Natychmiast zareagowałem. Trzeba powiadomić MM.- Expectore patronumos- szepnąłem i srebrny jeleń pomknął w stronę wyjścia z wioski z wiadomością.- Zostawcie ją!- krzyknąłem i wybiegłem zza budynku. Wszyscy na mnie spojrzeli, a kobieta spadła, podniosła się i widząc, że daję jej znak by uciekła, pobiegła.Śmierciożercy patrzyli na mnie chwilę, a potem wybuchnęli śmiechem.- I ty myślisz, że masz z nami szanse?- zapytał z rozbawieniem jeden z nich i natychmiast pomknął w moją stronę zielony promień, ale zdążyłem wyczarować tarczę. Rozgrzała się walka. Po 15 min zostało dwóch śmierciożerców. Byłem coraz bardziej wykończony walką. Powaliłem jednego, a kiedy chciałem to zakończyć i obróciłem się do ostatniego, zobaczyłem, że odsłania rękaw i palcem dotyka czarnego, Mrocznego Znaku.- Niee!!!- krzyknąłem przerażony i miotnąłem zaklęciem, a on padłJednak w tym samym momencie na uliczce zmaterializował się... Lord Voldemort Rozejrzał się po ulicy gdzie leżeli jego poplecznicy i spojrzał na mnie z nienawiścią.- No, no, no. Kogo my tu mamy. Dałeś im radę. Świetnie nadawałbyś się w gronie moich...hm... przyjaciół.- Po moim trupie- syknąłem- Wedle życzenia. Avada Kedavra!- rzucił i promień poleciał ku mnieLecz mój refleks szukającego dał mi żyć dalej. Walka rozgrzała się na nowo. Każdy walczył by zabić. Byłem coraz słabszy i nie zdążyłem uniknąć klątwy czarnoksięskiej lecącą w moją stronę. Nagle rozległ się trzask i Voldemort zniknął, a ja wycieńczony i pod działaniem klątwy padłem nieprzytomny...
- Straszne - szepnął Dumbledore
- Nie wiem dlaczego uciekł. Chyba wyczuł pracowników Ministerstwa.
- Świetnie się spisałeś. Nie wielu by się na to odważyło, a już na pewno nie poradziło sobie tak, jak ty. Gryffindor zyskuje 200 punktów za twoje męstwo.
- Dziękuję. Panie profesorze...-zacząłem niepewnie, a kiedy ten spojrzał na mnie zachęcająco, kontynuowałem- Bo ja gdzieś słyszałem, że założył pan tajną organizację. Zakon Feniksa...
Dyrektor nie zaprzeczył, ani nie potwierdził, tylko wpatrywał się w niego wyczekująco.
- No i ja... długo nad tym myślałem w Skrzydle Szpitalnym i... czy mógłbym dołączyć do niego?
- Jesteś pewny, czy dobrze to przemyślałeś?- zapytał go powoli
- Tak. Na sto procent.- powiedział stanowczo James

- Hm... Zaczekaj chwilę. Wezwę naszego sekretarza.
Podszedł do kominka, z półki nad nią wziął trochę proszku wskoczył to niego i zniknął.
Wrócił po 10 min w towarzystwie mężczyzny.
- To on Alastorze- powiedział Dumbledore
- Witaj. Jestem Alastor Moody. Auror. Po konsultacjach z Albusem jesteśmy gotowi przyjąć cię do naszego tajnego stowarzyszenia. Musisz złożyć przysięgę o wierności Zakonowi i dochowania tajemnicy naszych działań.
Podszedł do niego złapał go za rękę, kazał wyciągnął różdżkę i dotknął nią feniksa Faweksa siedzącego na żerdzi.
-Albusie. Zaczekaj- powiedział Moody.
- Tak. Czy ty, Jamesie Potterze jesteś gotów działać na rzecz dobra innych czarodziei i na rzecz unicestwienia działalności Czarnego Pana?
- Jestem.
- Czy przyrzekasz działać z całego serca, być wiernym Zakonowi oraz dochować tajemnicy? 
- Przyrzekam 
Z jego różdżki wydobył się srebrny promień, otoczył jego oraz Faweksa i zniknął.
- A więc jesteś od teraz tajnym członkiem Zakonu Feniksa. Alastorze, sygnet.
Moody podszedł założył mu pierścień z niebieskim oczkiem, na którym był złoty feniks.
-  Na razie nie wiele możesz dla nas zrobić, ponieważ jesteś niepełnoletni, ale w Hogwarcie nic ci nie grozi. 
Podejrzewamy, że Voldemort ma tutaj szpiegów, więc twoim zadaniem będzie wypatrzenie ich- powiedział dyrektor-Miej oczy otwarte. Przypatrz się bliżej pannie Cellisie Bartneys.
Kontaktujemy się przez ten pierścień. Wystarczy stuknąć różdżką i pomyśleć o tym, co się chce powiedzieć. Nikt nie będzie oprócz członków Zakonu słyszeć tych wiadomości. Jakieś pytania?
- Nie. Zrobię co w mojej mocy- powiedział poważnie James 
- Dobrze, a teraz już idź. Pani Pomfrey zapewne się już martwi- uśmiechnął się i otworzył drzwi 
- Do widzenia- powiedział i wyszedł, a drzwi się za mną zamknęły
Jednak słychać było jeszcze głos dyrektora: 
- Alastorze, nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy...
******************************************************************************************************************************
Hej :)
Mam nadzieję, że jeszcze to czytacie.
Ten rozdział dedykuję Nikoli W., która występuje w opowiadaniu jako Cellisa oraz Zuzi K., która podjęła się męce pomagania w przepisywaniu.
Jeśli będą pod tą notką 3 komenty, wstawię rysunek Lily wykonany przeze mnie.
Pozdrawiam
Rogaczka

W następnym rozdziale:
- pierwsze szpiegowstwo
- śmiertelny dowcip
- odkryta tajemnica

wtorek, 13 października 2015

2. Wioska

Następnego rana Lily obudziła się w wesołym nastroju. Zerknęła na zegarek. Była 6:05.
- Czy ja zawsze muszę tak wcześnie wstawać? -zapytała sama siebie.
Westchnęła i rozsunęła kotary swojego łóżka. Machinalnie uśmiechnęła się na widok wciąż śpiących przyjaciółek.
- Jak dobrze być znów w Hogwarcie- pomyślała.
Wstała, weszła do łazienki i po porannych czynnościach, ubrała się w białą bluzkę z krótkim rękawkiem oraz zieloną mini, do tego założyła zielony sweterek i wyszła z łazienki.
Wzięła książkę i udała się do PW, ponieważ śniadanie zaczynało się dopiero o 8:00.
Zeszła spiralnymi schodami do pustego PW, czego się spodziewała o tej porze.
Ale... Nie... Chwila... Pokój nie był całkowicie pusty. Na fotelu przy kominku siedział czarnowłosy chłopak, który ze smętną miną pisał coś zawzięcie na pergaminie.
- Cześć James- powiedziała do niego, uśmiechając się.
- Hej- mruknął niewyraźnie w odpowiedzi nie odrywając się od pisania czegoś, co przy zbliżeniu się do chłopaka, uznała za list.
- Coś się stało?- zapytała z niepokojem.
- Nic takiego- mruknął, położył list na stoliku i powiedział- Zaraz wrócę, bo zapomniałem koperty.
Kiedy tylko się oddalił ona zerknęła na list i przeczytała:

                                    Droga mamo i Drogi Tato!
Przeczytałem Wasz list i jestem zawiedziony. Znów?! Myślicie, że chodzi mi tylko o jakieś święta? Czy wy w ogóle pamiętacie NAPRAWDĘ, że macie syna, czy to tylko dla was taka formalność, by napisać jakiejś osobie, że zostanie w Hogwarcie na święta? I dlaczego? Bo wy MUSICIE PRACOWAĆ! Myślicie, że pieniądze, czysta krew i rodzice, wysocy w randze pracownicy Ministerstwa Magii, wystarczy by być szczęśliwym dzieckiem? To się bardzo mylicie! To nie wszystko! Obecności rodziców nie da się zastąpić galeonami! Przyjęliście pod dach Syriusza, za to wam dziękuję, ale dom to nie tylko budynek! Jeśli zależy wam na własnym synu, to choć na trochę wyjdźcie z pracy, porozmawiajcie, spędźcie z nim czas. Uważajcie, bo przez pracę możecie zapomnieć, że macie syna. Wyrwijcie się ze szponów bogactwa, bo możecie go stracić.
                                   WASZ SYN JAMES
 Po co przeczytała kompletnie ją zszokowało. Współczuła Jamesowi. Nigdy by nie chciała mieć takich rodziców, którzy myślą, że pieniądze dają dziecku większe szczęście niż obecność ich samych.
W tym momencie wszedł Rogacz z zaciętą miną i kopertą w ręce.
Spojrzał na nią i na list. Z jej miny najwyraźniej wyczytał wszystko.
Westchnął i usiadł.
- Czytałaś?- zapytał, ale w jego głosie nie było ani nuty złości.
- Nie gniewasz się?- zapytała z niepokojem
- Nie- spojrzał na nią- Lily? Myślisz, że przesadziłem?
- Nie wiem. Nie znam twoich rodziców.
Ponownie westchnął i podniósł się.
- Idę to wysłać- powiedział smętnie.
- Pójdę z tobą. I tak nie mam nic do roboty.
- Jak chcesz.
Wyszli i w milczeniu skierowali się do sowiarni, gdzie James przywiązał list do Hugona, jego sowy śnieżnej.
Stanął i spojrzał na nią tak, że aż nogi się pod nią ugięły i zatopiła się w jego oczach.
- Przepraszam- powiedział, a kiedy uniosła brew zaskoczona dodał- że popsułem ci poranek.
- Nic się nie stało, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Taaak... Dziękuję - uśmiechnął się szeroko, a Lily ciesząc się, że poprawił mu się humor, odpowiedziała tym samym.
- Wiesz - zerknął na zegarek - Za 5 minut śniadanie. Chodźmy już
- I w o wiele lepszych nastrojach i rozmawiając na różne tematy, co chwila wybuchając śmieche, weszli do WS, gdzie zobaczyli resztę siedzącą zaspaną nad swoim śniadaniem.
- Cześć chłopaki. Cześć dziewczyny. - rzuciła do nich
- Cześć wam- powiedział krótko okularnik
- Hej -odpowiedzieli im chórem
- Rogaś? Coś ty dziś tak wcześnie wstałeś?- zapytał Syriusz, patrząc podejrzliwie na przyjaciela
- Przyszła sowa od rodziców. Zostaję na święta. Musiałem im odpowiedzieć- rzekł wymijająco
- Och... To z nas pewnie tylko ty zostaniesz- spojrzał na niego współczująco Remus
- Trudno Lunio. Tylko do licha, po co mi to mówią we wrześniu?- zapytał, nie oczekując odpowiedzi
- Dobra chodź James. Bo nas Filch wreszcie nie wypuści- powiedziała Evans, kiedy zjedli śniadanie
Wszyscy spojrzeli na nich ze zdziwieniem i nutą podejrzliwości.
- Nie patrzcie tak. To nie jest randka- rzucił szukający, a wszyscy się zawstydzili i kontynuowali śniadanie.
Zaśmiali się z nich, a Łapa spojrzał na nich z oburzeniem.
Wyszli z WS, przeszli przez kontrolę u woźnego i ruszyli drogą prowadzącą do wioski.
- Wiesz. Zawsze się zastanawiałam, skąd się wzięły wasze przezwiska- zaczęła rozmowę
- Nie mogę powiedzieć- uciął temat
- Ale dlaczego? -brnęła dalej
- Boo...- spojrzał na nią- Chyba nie chcesz nas wpakować do Azkabanu, prawda?- zapytał patrząc na nią ze strachem
- Nie! No coś ty?-zaskoczyła się taką odpowiedzią
- No, więc nie pytaj. Kiedyś ci może powiem. Kiedyś. Ale nie teraz. Nie jutro.
A więc zaczęli rozmawiać o czymś innym. Jednak ona nadal była bardzo ciekawa. Co Huncwoci mogli zrobić, że James pyta czy chce ich wpakować do Azkabanu- więzienia dla czarodziejów, gdzie więźniów strzegą najbardziej odrażające stworzenia, jakie mogą istnieć- dementorzy?

Przez cały wypad do Hogsmead bardzo się zbliżyła do Rogacza. Co więcej. Stwierdziła, że on jej się... podoba (?!). Ani razu nie wyzwała go od napuszałych kretynów, co najwyraźniej przyniosło mu ulgę. Jej też to pasowało. Nigdy wcześniej nie pomyślała by o nim jako normalnym chłopaku. James zdawał się być o wiele bardziej dojrzalszym niż się wydawało.
- Lily? -spytał nagle, kiedy siedzieli w Trzech Miotłach
- Hm?
- Myślisz, że mam jeszcze jakieś szanse u ciebie?
Spojrzała na niego, spodziewając się ujrzeć, że żartuje, ale w jego oczach dostrzegła całkowitą prawdę.
- Hm. No, nie wiem. Myślę, że mógłbyś mieć szanse, ale musisz się postarać- odparłam szczerze
- Zrobię co w mojej mocy!- rozpromienił się cały i puścił do niej oczko- Idziemy się przejść? Znam świetne miejsce.
- Jasne.
I ruszyli z baru w stronę końca wioski.
Nie zwracali uwagi na to, że robi się późno i są jedynymi uczniami Hogwartu, którzy jeszcze nie wrócili.
- Jesteśmy- powiedział z uśmiechem Rogacz.
Aż zaniemówiła z wrażenia jak zobaczyła gdzie dotarli.
Znajdowali się na małej polance, gdzie pośrodku płynął magiczny strumyk, obok którego stała ławeczka. Wszędzie były piękne kwiaty, a po drugiej stronie strumyka leżały dwie skały przypominające serca.
- Ach...- westchnęła z podziwem- Skąd znasz to miejsce?
- Huncwocka tajemnica- uśmiechnął się rozbrajająco.
Usiedli na ławeczce obok siebie i wpatrzyli się w szumiący strumyk.
Spojrzała na niego, a ich spojrzenia się spotkały. Byli coraz bliżej siebie. Aż wreszcie... Ich usta złączyły się w pocałunku.
Było jej tak przyjemnie, że zamknęła oczy i oddała się tej cudownej chwili. Pomyślała, że to najpiękniejszy dzień w jej życiu, kiedy nagle ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk kobiety. Wstali jak oparzeni. I oto tak najpiękniejszy dzień zmienił się w piekło.
- Lily, zostań tu i załóż to!- mówił szybko i z plecaka wyciągnął srebrną tkaninę- To peleryna niewidka. Uważaj na siebie- cmoknął ją osłupiałą w policzek i pobiegł w stronę, skąd dobiegał krzyk.
- Ale James! Nie możesz iść sam!- krzyknęła do niego, ale ten nie słyszał już.
Założyła pelerynę i pobiegła za nim. Jednak droga prowadziła przez las i się zgubiła.
Rozpaczliwie szukała drogi powrotnej. Przecież nie może tak bezczynnie tutaj biegać, a nie wiadomo, co się dzieje z Jamesem. Ale dopiero po oko. 30 min znalazła dróżkę, którą szli na polanę.
Puściła się biegiem do wioski. Zaczęło się już ściemniać.
Pobiegła wzdłuż wioski. Kiedy dotarła na miejsce zdarzenia,aż stanęła jak wryta.
Na środku ulicy stał mężczyzna, a obok niego klęczała kobieta, która płakała z jakimś chłopakiem w ramionach. A tym chłopakiem był... Rogacz.
Podbiegła tam natychmiast.
- Co się stało?- zapytała przerażona
- Sami nie wiemy. Dostaliśmy od niego wiadomość, żebyśmy szybko przybyli, a kiedy dotarliśmy, on leżał nieprzytomny i dziwnie wycieńczony- powiedział załamującym się głosem mężczyzna.
- Państwo są jego rodzicami prawda? - zapytała cała blada na twarzy
- Tak. Zaraz przybędzie ktoś ze Świętego Munga, bo widać, że skrzydło szpitalne mu nie pomoże- odpowiedziała jej kobieta cała zapłakana
- Ale nic mu nie będzie?- szepnęła Lily
- Miejmy nadzieję- mruknął pan Potter- Lepiej wróć do zamku.
Kiwnęła głową i udała się do zamku.
Kiedy dotarła, nie wytrzymała i rozpłakała się. Było tak pięknie, więc dlaczego? A właściwie co się tam stało? Czy to coś poważnego? Oby nie, bo nie wybacz sobie, tego, że pobiegł tam sam.

Przeszła przez dziurę za portretem cała zapłakana. Cały Gryffindor spojrzał na nią zaskoczony. Lecz ona wypatrzyła swoich przyjaciół i padła w ramiona Kate.
-O Boże! Lilka, co się stało? Gdzie masz Jamesa?- zapytała Dorcas zdziwiona, reszta spojrzała na nią pytająco
- O-o-o-n-n-n... Jame-e-e-s-s... je-e-e-st-t w Mungu- wyjąkała przez łzy
- CO?- zawołali wszyscy chórem z przerażeniem
- No bo my siedzieliśmy sobie i...no rozmawialiśmy- tu się zaczerwieniła- i nagle ktoś krzyknął i on dał mi swoją pelerynę niewidkę, kazał mi założyć i zostać tam, a sam pobiegł w tamtą stronę. Ja pobiegłam za nim, ale się zgubiłam, a jak dotarłam, to on był nieprzytomny. Byli tam jego rodzice, ale oni też nie wiedzieli, co się stało- wyjaśniła im i zaległa cisza
- Teraz jest już późno, ale jutro musimy iść do Dumbledora po świstoklik i przenieść się do Munga- powiedział Syriusz, przerywając ciszę. Był jak wszyscy bardzo blady
- Ale ja nie zasnę, nie wiedząc co z nim- mruknął Remus
- Racja. Idziemy teraz- powiedziała Ruda, a reszta jej zawtórowała
Tak więc wszyscy udali się do gabinetu dyrektora.
- Yyyy... A znacie hasło?- zapytała Ann, kiedy stanęli przed kamienną chimerą.
- Oczywiście- odparł Syriusz- Kremowe piwo
Chimera odskoczyła, a oni weszli po spiralnych schodach i zapukali w wielkie drewniane drzwi.
- Proszę!- usłyszeli głos dyrektora
Weszli do okrągłego gabinetu, w którym było pełno jakiś magicznych instrumentów. Ruszyli w stronę dużego biurka, za którym zasiadał Albus Dumbledore, staruszek z długą, białą brodą, przyglądającego im się zza okularów-połówek.
- Panie profesorze, bo my... - zaczął Lunatyk
- Chcieliście zobaczyć się z Jamesem?- przerwał mu  dyrektor
- No... Tak- odpowiedzieliśmy mu
- Rozumiem. Ale nie wolelibyście odwiedzić go rano?- a kiedy potrząsnęli głowami dodał- No dobrze, macie tu świstoklik. Nie siedźcie tam za długo- mówiąc to, wyciągnął stary, wyszczerbiony kubek i stuknął w niego różdżką
Dotknęli jednocześnie kubka i wylądowali w sali recepcyjnej w szpitalu. Podeszli natychmiast do recepcjonistki
- My do Jamesa Pottera. Gdzie on leży?
- W sali nr 21 u uzdrowiciela Hernuesa.
- Dziękujemy!- odpowiedzieliśmy i pobiegliśmy do schodów
Znaleźliśmy odpowiednią salę i weszliśmy do niej. Było w niej jedno łóżko, na którym leżał Rogacz.
- Co z nim?- zapytała Lily uzdrowiciela
- Nie najlepiej. Mam przykrą wiadomość. A mianowicie zapadł w głęboką śpiączkę, z której może nie obudzić się przez długi czas.
- Ale obudzi się??- szepnęła z przerażeniem Evans
- Miejmy nadzieję. Bardzo wycieńczył organizm. Dziwne, że w ogóle przeżył.
A więc przesiedzieliśmy godzinę w milczeniu i złapali za kubek. Powrócili do Hogwartu, gdzie z gabinetu udali się do PW, a później nadal w milczeniu poszli do swoich dormitoriów.
Wszyscy choć przerażeni, zastanawiali się, co mogło się tam stać.
*******************************************************************************
Hej wam ;)
Oto mój rozdział ;) Mam nadzieję, że się podoba :)
3 rozdział już mam, ale nie wiem czy znajdę czas na wpisanie go. Lecz mam nadzieję, że poczekacie ;)
Jeśli przeczytaliście zostawcie po sobie komentarz! To one dodają mi weny i chęci ;)
Pozdro ! ;*
//Rogaczka