Profesor Potter chodził jak struty, dyrektor był przygnębiony, ale to nie mogło się równać z tym, jak się czuli jego przyjaciele. Huncwoci nie robili już dowcipów, przestali się śmiać, a dziewczyny towarzyszyły im w monotonii życia, jaka zapadła. Często go odwiedzali, ale musieli to robić dopiero w weekendy, ponieważ mimo wszystko nauczyciele ich nie oszczędzali.
Tego dnia, kiedy wszyscy siedzieli w WS i jedli śniadanie dyrektor powstał i uśmiechnął się, a na całej sali zaległa cisza.
- Mam zaszczyt was powiadomić, że do grona uczniów dołącza nowa uczennica. Zapraszam panno Celliso Bartneys!
Do sali weszła dziewczyna o długich do pasa, prostych, brązowych włosach. Minę miała taką, że wiele osób się skrzywiło.
Profesor Dumbledore poszedł do bocznej komnaty i wrócił ze stołkiem oraz Tiarą Przydziału.
Dziewczyna usiadła i założyła Tiarę.
- Slytherin!
Ślizgoni głośno zaklaskali, a Gryfoni wyrazili wstręt.
- Mam także przyjemną niespodziankę. Ale od razu mówię: proszę go nie męczyć!- uśmiechnął się jeszcze szerzej- Panno Pomfrey! Proszę!
Drzwi do sali ponownie się otworzyły i wkroczyła do WS pielęgniarka szkolna z... Jamesem Potterem. Wśród damskiej części uczniów wydobył się pisk, męska część zaklaskała. Przyjęli go jak bohatera wojny, choć nikt nie miał pojęcia co się stało.
Chłopak ledwo się trzymał ramienia pielęgniarki i był blady jak śmierć.
- Przed chwilą uzdrowiciele przenieśli go tutaj. Będzie się kurował w Skrzydle Szpitalnym.
- Rogacz!!!- wrzasnęli Huncwoci i dziewczyny.
Szukający zmusił się do uśmiechu, który wyglądał jak grymas.
Dyrektor podszedł do niego i powiedział:
- Jak będziesz się lepiej czuł wiesz gdzie mnie szukać- i odszedł.
Natychmiast podbiegli jego przyjaciele. Ale pani Pomfrey ich zatrzymała.
- Spokojnie! Nie widzicie jego stanu?
- Proszę pani, możemy już iść bo długo tak nie postoję- mruknął słabo James
- Ależ oczywiście- zwróciła się do nich- Możecie także iść, ale macie być spokojni.
- Jasne!- powiedzieli chórem uradowani.
Zatem wszyscy poszli do SS. Kiedy dotarli, pielęgniarka podała szukającemu pełno jakiś eliksirów i zniknęła w swoim gabinecie.
- Jak się czujesz?- zapytała go Lily siadając na jego łóżku
- Na pewno nie lepiej niż wyglądam- szepnął słabo w odpowiedzi
Zamknął oczy jakby wypowiedzenie każdego słowa sprawiało mu mękę
- Co ci jest?- zapytał Syriusz
- Powiem. Powiem, ale nie teraz. Nie mam siły- wyszeptał James
- Daj mu spokój! Nie widzisz, że on ledwo żyje?- wtrącił Remus widząc, że Łapa chce coś powiedzieć- Może lepiej chodźmy. Niech odpoczywa.
W tym samym czasie weszła pani Pomfrey z kolejną porcją eliksirów.
- Pan Lupin ma raję. On musi odpoczywać. Przystali go ze względu na to, że nalegał, żeby kurować się tutaj, a nie w Mungu.
- Dobrze.
Tak więc wyszli i radośni udali się do PW po książki, a potem na lekcje.
***
Minął tydzień, a rogacz dalej był w SS. Czuł się coraz lepiej, ale nadal był słaby.
Jednak czas mijał, a on obiecał dyrektorowi prawdę, więc we wtorek, kiedy już mógł normalnie mówić i chodzić, powiadomił pielęgniarkę, że musi iść do dyrektora.
- No dobrze, ale odprowadzę cię.
Poszli opustoszałym korytarzem. Nikogo nie napotkali, bo były lekcje, co mu szło na rękę, ponieważ wszyscy już wiedzieli o zdarzeniu w Hogsmead, ale nikt oprócz niego nie wiedział co się wtedy stało.
Pielęgniarka podała hasło kamiennej chimerze i odeszła, a on wspiął się po spiralnych schodach i zapukał.
- Proszę!- rozległ się stłumiony głos i chłopak wszedł.
- Dzień dobry panie dyrektorze. Chciał pan wiedzieć co się stało. Więc jestem.
- Cudownie. Usiądź. Opowiadaj- uśmiechnął się do niego zachęcająco
- Więc to było tak: Siedziałem z Lily na polance, kiedy rozległ się krzyk...
... Zerwaliśmy się z ławki.- Lily, zostań tu i załóż to!- mówiłem szybko i z plecaka wyciągnąłem srebrną tkaninę- To peleryna niewidka. Uważaj na siebie- cmoknąłem ją osłupiałą w policzek i pobiegłem w stronę krzyku.Evans coś do mnie krzyczała, ale ja już nie słyszałem. Biegłem tak aż dobiegłem do jednej zw wschodnich uliczek wioski.Przeraziło mnie to co zobaczyłem.W powietrzu wiła się z bólu młoda kobieta, a pod nią stało pół tuzina zamaskowanych ludzi w czarnych pelerynach. Natychmiast zareagowałem. Trzeba powiadomić MM.- Expectore patronumos- szepnąłem i srebrny jeleń pomknął w stronę wyjścia z wioski z wiadomością.- Zostawcie ją!- krzyknąłem i wybiegłem zza budynku. Wszyscy na mnie spojrzeli, a kobieta spadła, podniosła się i widząc, że daję jej znak by uciekła, pobiegła.Śmierciożercy patrzyli na mnie chwilę, a potem wybuchnęli śmiechem.- I ty myślisz, że masz z nami szanse?- zapytał z rozbawieniem jeden z nich i natychmiast pomknął w moją stronę zielony promień, ale zdążyłem wyczarować tarczę. Rozgrzała się walka. Po 15 min zostało dwóch śmierciożerców. Byłem coraz bardziej wykończony walką. Powaliłem jednego, a kiedy chciałem to zakończyć i obróciłem się do ostatniego, zobaczyłem, że odsłania rękaw i palcem dotyka czarnego, Mrocznego Znaku.- Niee!!!- krzyknąłem przerażony i miotnąłem zaklęciem, a on padłJednak w tym samym momencie na uliczce zmaterializował się... Lord Voldemort Rozejrzał się po ulicy gdzie leżeli jego poplecznicy i spojrzał na mnie z nienawiścią.- No, no, no. Kogo my tu mamy. Dałeś im radę. Świetnie nadawałbyś się w gronie moich...hm... przyjaciół.- Po moim trupie- syknąłem- Wedle życzenia. Avada Kedavra!- rzucił i promień poleciał ku mnieLecz mój refleks szukającego dał mi żyć dalej. Walka rozgrzała się na nowo. Każdy walczył by zabić. Byłem coraz słabszy i nie zdążyłem uniknąć klątwy czarnoksięskiej lecącą w moją stronę. Nagle rozległ się trzask i Voldemort zniknął, a ja wycieńczony i pod działaniem klątwy padłem nieprzytomny...- Straszne - szepnął Dumbledore
- Nie wiem dlaczego uciekł. Chyba wyczuł pracowników Ministerstwa.
- Świetnie się spisałeś. Nie wielu by się na to odważyło, a już na pewno nie poradziło sobie tak, jak ty. Gryffindor zyskuje 200 punktów za twoje męstwo.
- Dziękuję. Panie profesorze...-zacząłem niepewnie, a kiedy ten spojrzał na mnie zachęcająco, kontynuowałem- Bo ja gdzieś słyszałem, że założył pan tajną organizację. Zakon Feniksa...
Dyrektor nie zaprzeczył, ani nie potwierdził, tylko wpatrywał się w niego wyczekująco.
- No i ja... długo nad tym myślałem w Skrzydle Szpitalnym i... czy mógłbym dołączyć do niego?
- Jesteś pewny, czy dobrze to przemyślałeś?- zapytał go powoli
- Tak. Na sto procent.- powiedział stanowczo James
- Hm... Zaczekaj chwilę. Wezwę naszego sekretarza.
Podszedł do kominka, z półki nad nią wziął trochę proszku wskoczył to niego i zniknął.
Wrócił po 10 min w towarzystwie mężczyzny.
- To on Alastorze- powiedział Dumbledore
- Witaj. Jestem Alastor Moody. Auror. Po konsultacjach z Albusem jesteśmy gotowi przyjąć cię do naszego tajnego stowarzyszenia. Musisz złożyć przysięgę o wierności Zakonowi i dochowania tajemnicy naszych działań.
Podszedł do niego złapał go za rękę, kazał wyciągnął różdżkę i dotknął nią feniksa Faweksa siedzącego na żerdzi.
-Albusie. Zaczekaj- powiedział Moody.
- Tak. Czy ty, Jamesie Potterze jesteś gotów działać na rzecz dobra innych czarodziei i na rzecz unicestwienia działalności Czarnego Pana?
- Jestem.
- Czy przyrzekasz działać z całego serca, być wiernym Zakonowi oraz dochować tajemnicy?
- Przyrzekam
Z jego różdżki wydobył się srebrny promień, otoczył jego oraz Faweksa i zniknął.
- A więc jesteś od teraz tajnym członkiem Zakonu Feniksa. Alastorze, sygnet.
Moody podszedł założył mu pierścień z niebieskim oczkiem, na którym był złoty feniks.
- Na razie nie wiele możesz dla nas zrobić, ponieważ jesteś niepełnoletni, ale w Hogwarcie nic ci nie grozi.
Podejrzewamy, że Voldemort ma tutaj szpiegów, więc twoim zadaniem będzie wypatrzenie ich- powiedział dyrektor-Miej oczy otwarte. Przypatrz się bliżej pannie Cellisie Bartneys.
Kontaktujemy się przez ten pierścień. Wystarczy stuknąć różdżką i pomyśleć o tym, co się chce powiedzieć. Nikt nie będzie oprócz członków Zakonu słyszeć tych wiadomości. Jakieś pytania?
- Nie. Zrobię co w mojej mocy- powiedział poważnie James
- Dobrze, a teraz już idź. Pani Pomfrey zapewne się już martwi- uśmiechnął się i otworzył drzwi
- Do widzenia- powiedział i wyszedł, a drzwi się za mną zamknęły
Jednak słychać było jeszcze głos dyrektora:
- Alastorze, nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy...
******************************************************************************************************************************
Hej :)
Mam nadzieję, że jeszcze to czytacie.
Ten rozdział dedykuję Nikoli W., która występuje w opowiadaniu jako Cellisa oraz Zuzi K., która podjęła się męce pomagania w przepisywaniu.
Jeśli będą pod tą notką 3 komenty, wstawię rysunek Lily wykonany przeze mnie.
Pozdrawiam
Rogaczka
W następnym rozdziale:
- pierwsze szpiegowstwo
- śmiertelny dowcip
- odkryta tajemnica
Witaj, świetny rozdział, jak zwykle czekam na następny. ^^
OdpowiedzUsuńFajnie by było gdyby były dłuższe :D
A teraz wbijamy trzy komentarze i rysunek Lily ;)
Pozdrawiam,
http://hpnowepokolenie.blogspot.com
Hej, świetny rozdział, czekam na więcej i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWenya
http://barwne-zycie-jamesa-pottera.blog.pl
Kozak <3
OdpowiedzUsuń