piątek, 25 grudnia 2015

4. Powrót, dowcip, pełnia i misja cz.2

Szli szybko korytarzami. Trwały lekcje, więc nikogo nie napotkali. McGonagall podała hasło, weszli po spiralnych schodach i James zapukał w ogromne, dębowe drzwi. Kiedy usłyszeli stłumione "proszę", wkroczyli do okrągłego pomieszczenia. Gabinet wyglądał inaczej niż zwykle. Biurko zostało usunięte, a na środku stał duży, owalny stół z kilkunastoma obitymi krzesłami. Na stole, przy każdym krześle była rolka pergaminu, pióro i szklanka z dyniowym sokiem. Byli pierwszymi członkami, którzy tu dotarli, nie licząc siedzącego przy stole dyrektora. Po chwili z kominka zaczęli wyskakiwać czarodzieje. Gdy w drzwiach stanął Mark Potter, zdziwił się widząc swojego bratanka. Nie zdążył jednak o nic zapytać, gdyż odezwał się Dumbledore:
- Cieszę się, że już jesteście. Jak widzicie, mamy nowego członka- wskazał na Rogacza, a wszyscy  na niego spojrzeli- Lecz to jedyna dobra wiadomość. James wczoraj, jak zapewne słyszeliście przez pierścień, zdobył dla nas niezwykle ważne i przerażające fakty. Voldemort prawdopodobnie ma w Hogwarcie szpiegów. Skoro jednak wiemy, trzeba działać. Dzisiaj, na przykład, śmierciożercy zaatakowali wioskę mugoli, co wiemy od Alastora, a co Ministerstwo zataiło. Musimy przydzielić kolejne misje. W dzień Nocy Duchów jest kolejna sobota w Hogsmeade, jednak nie możemy pozwolić na to samo co podczas poprzedniego wypadu. Dlatego na ten dzień ustalimy warty. Alastorze, twoja kolej, przedstaw swój plan misji- zakończył i oddał głos aurorowi.
- A więc zacznijmy od wioski. Ja, Frank i Alicja staniemy na prawym skrzydle. Albus, Hagrid i Mark, pilnujecie lewego. James, Penelopa i Amelia będą się kręcić przy środkowej części, a reszta, czyli Andromeda, Mary, Cristal, Mundungus, Minerwa, David i Stev krążycie dookoła całej wioski. Zachowujcie się jak normalni czarodzieje wybierający się do wioski. Druga sprawa. Są podejrzenia co do kilku pracowników ministerstwa na przykład Yaxel. Jego śledzę ja, innych Frank i Alicja. Mary i David wyszukują innych podejrzanych osób. Te role pozostają. Trzecia sprawa. Ktoś musi się wybrać na zwady do Little Halingtone. Podobno widuje się tam często osób w czarnych pelerynach. Myślę, że do tego nada się Mark. Po czwarte. James? Mógł byś kontynuować sprawę Cellisy Bartneys?
- Oczywiście!- odpowiedział z powagą chłopak, próbując ukryć swoją bojowość
- Świetnie. Sądzę, że na razie to wszystko. Reszta niech zajmuje się tym, co robiła do tej pory. Ktoś ma jakieś pytania? Jakiś raport? Nie? To koniec zebrania- zakończył Moody i wszyscy się rozeszli.
James miał jeszcze OPCM, więc wraz z wujkiem skierował się do pracowni.
Pomyślał, że będzie musiał wytłumaczyć się przyjaciołom. W końcu tak nagle wyszedł z profesorką... Nagle stanął, a Mark Potter spojrzał na niego zdziwiony.
- Wiesz wujku, ja chyba nie mam siły iść na zajęcia. Zarwałem dzisiejszą noc, a skoro mam zarwać i tą to muzę wypocząć.
- Dobrze. Idź- powiedział- I powodzenia
Więc chłopak poszedł do wieży. Usiadł na fotelu i myślał. Jakby się wywinąć od ciekawskich chłopaków i dziewczyn? Te kłamstwa będą na nim okropnie ciążyć, ale ni ma wyjścia. Jednak jego myśli skierowały się szybko na pewną piękną, rudowłosą dziewczynę o ślicznych, zielonych oczach. Zastanawiał się czy ona będzie go teraz unikać. Koniecznie musi z nią porozmawiać. Tak się zadumał, że nawet nie zauważył, kiedy zasnął...

- Rogaś! Rogi! Obudź się!-usłyszał znajomy głos
Otworzył oczy i zobaczył stojącego nad nim Łapę, a za nim resztę.
-Coo? Co się dzieje?? Która godzina?- zapytał zaspanym głosem
- Dwudziesta!- zachichotał Syriusz- Nasz śpiący książę raczył się obudzić
- Jak Ci dam śpiącego księcia to zaraz będziesz nadziany na moje rogi zapchlony kundlu- warknął ten w odpowiedzi
- Oooo! Ledwo się obudził i już pyskuje!-oburzył się Syriusz, ale reszta się śmiała z odpowiedzi Jamesa- A po za tym nie mam pcheł i żaden kundel!
- Dobra, dobra, mów co chcesz, ja muszę iść do Pomfrey żeby mi uzdrowiła tę nogę- powiedział ponuro
Wstał i powoli ruszył do wyjścia.
-  Poczekaj! Pójdę z tobą, muszę wziąć eliksir na ból głowy- zawołała za nim Lily
Zwolnił kroku. Czuł, że to wkrótce nastąpi. Bał się jednak zostać z nią sam na sam. Bał się tego, że może go znienawidzić za chwilę uniesienia w tej wiosce. W wakacje sobie opracował plan, który miał na celu pokazać się z jak najlepszej strony. Jednak gdy patrzył w te oszałamiająco zielone oczy, w których migotał płynący strumyk... Nie mógł się oprzeć. Przyjemności z tego pocałunku zastąpiło zaskoczenie, kiedy Lilyanne Evans go odwzajemniła. Oczy mu zabłyszczały na samo wspomnienie incydentu. Przed sobą miał cały czas widok tych oczu i jej rudy... nie... kasztanowych włosów falujących lekko w wietrze. To bez wątpienia była najpiękniejsza chwila jego życia...
- JAMES!- krzyknął obiekt jego rozmyślań- MÓWIĘ DO CIEBIE!
-Ooo... Sorry... Zamyśliłem się- spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem- Co mówiłaś?
- Pytałam, co się dzieje? Ostatnio znikasz, a później nic nie mówisz. I nie mów, że to nic, bo ja w to nie wierzę!- popatrzyła na niego z ostrzegawczym tonem
- Po prostu... Ech... Tyle się ostatnio dzieje. Lord Voldemort się rozprzestrzenia siejąc strach i niepokój. A po za tym ten atak w wiosce... Musiałem to wszystko przemyśleć- tłumaczył się
- Tak, Voldemort to bezduszne stworzenie, a nie człowiek! Zabija niewinnych i to dlaczego? Bo nie chcą się do niego przyłączyć? To odrażające.
- Wiem. Ale... o czym my rozmawiamy? Jak się czujesz po akcją ze Smarkiem?- zmienił temat
Dziewczyna mimo jego podejrzeń, że zepsuje jej humor, uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Ostatnio dużo o tym myślałam i stwierdziłam, że skoro on nie potrafi zaakceptować tego, kim jestem to jego strata, a ja nie mam zamiaru tracić chwile swojego życia, które mogę spędzić z prawdziwymi przyjaciółmi, a nie takimi co są przy mnie z litości.
- Zuch dziewczyna- pochwalił ją radośnie- No jesteśmy
Właśnie dotarli do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka podeszła do nich i wystarczyło jej rzucić okiem na stan chłopaka.
- A tobie co się stało? Chodź, obejrzę cię. Panno Evans może pani na chwilę poczekać?
- Oczywiście.
Po długotrwałych badaniach w jej gabinecie wyszli, a ona powiedziała:
- Wypijesz kilka eliksirów, które powinny ci pomóc w kilka godzin. Zostaniesz jednak na noc, żeby blizny mogły się spokojnie zregenerować.
- Nie! Nie mogę!- krzyknął przerażony
- A to czemu?- zdziwiła się Pomona, której jeszcze nigdy nikt się nie sprzeciwił
Chrząknął, spojrzał na Lily i patrząc znacząco na pielęgniarkę niby od niechcenia podrapał się prawą ręką po nosie ukazując pierścień, którego niebieski kamień błysnął w blasku październikowego słońca.
Nie potrzebował więcej, gdyż kobieta zrozumiała natychmiast.
Każdy nauczyciel w szkole wiedział o działalności dyrektora i niewielki krąg znał jej znak szczególny.
- Chociaż... Skoro to dla ciebie takie ważne... Możesz zostać tu tylko do wieczora.
- Dziękuję bardzo.
Zniknęła w swoim gabinecie, a James został sam z Lily.
- Dlaczego nie chcesz zostać? I jakim cudem się zgodziła?
- Och przecież tu nie będę siedział całą noc. Ma się ten urok- zaśmiał się
No dobrze to ja może już pójdę. Muszę zrobić pracę z eliksirów- mruknęła i zanim zdążyć ją zatrzymać wyszła z sali.

Wieczorem, gdy wrócił, nadrobił zaległości z przyjaciółmi. Śmiali się, planowali dowcipy, a kiedy rozeszli się do swoich dormitoriów było późno i James się przestraszył, że nie zdąży na swoją misję. Na szczęście Huncwoci szybko zasnęli, a on wymknął się z sypialni z peleryną i mapą.
Tak jak się spodziewał zobaczył Bartneys wychodzącą z zamku. Udał się za nią do wioski, gdzie ona podeszła do grupki czarnych postaci.
- Świetnie, że już jesteś. Czarny Pan czeka. Będziesz musiała przejść Ceremonię Wstępu zanim otrzymasz szlachetne miano śmierciożercy i Mroczny Znak. Teleportujemy się do miejsca gdzie przejdziesz test.
I ku jego wielkiemu rozczarowaniu deportowali się, a on nie mając wyjścia wrócił do zamku.
Zamek pogrążony był w śnie, więc zawiedziony udał się do krainy Morfeusza.
********************************************************************
HEJ! :)
Przepraszam, że tak długo czekaliście (bo mam nadzieję, że czekaliście)  , ale miałam problemy zdrowotne.
Rozdział w całości raczej nudny, ale niestety muszę najpierw pomęczyć, żebyście później wiedzieli o co chodzi, bo te pierwsze rozdziały są podstawą całego opowiadania.
Z racji tego, że mamy święta życzę WESOŁYCH ŚWIĄT i dodaję rozdział ;)
Trochę mi przykro, że nikt nie wyraża swojej opinii, ale trudno.
Ogromnym pocieszeniem dla mnie jest jednak to, że blog ma już 750 wyświetleń! :)
Jesteście- odezwijcie się proszę :(
Pozdrawiam,
Rogaczka

W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
- sen
- Huncwoci działają
- walka
- wielkie rozczarowanie i wstręt
- list na poprawę humoru

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział :) Czekam na nowy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana!
    Świetny rozdział, z resztą jak zawsze.
    Dobrze, że z Jimem wszystko gra, a widzę, że on i Evans mają się ku sobie. No to ja lubię :) Wybacz, że komentarz taki krótki, ale mistrzynią ich pisania nie jestem. No i w dodatku dwie godziny snu to ciutkę za mało, żeby normalnie funkcjonować.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Bardzo fajne opowiadanie! Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń