Odpływając w krainę snu miał wrażenie, że nic mu nie grozi, że nie ma żadnych problemów i miał jakieś sztuczne poczucie bezpieczeństwa. Trudno mu było się do tego przyznać, ale nie był taki silny za jakiego go mieli. Nie potrafił lekceważąco podchodzić do spraw, które niekiedy zdawałyby mu się być błahostką. A to, że nie ufał już nikomu rzeczywiście było błahostką w porównaniu do tego co się stało. Śmierć rodziców sprawiła, że odrzucił wszystko na dalszy plan. Kogo obchodzi zawieszona przyjaźń? Kogo obchodzi ręka be z czucia? Kogo obchodził ból ciała? Nie jego. Skupiony był maksymalnie na bólu, nie fizycznym lecz psychicznym. Jego dusza była tak poszarpana, że dziw, że jeszcze się całkowicie nie rozsypała. Serce tak bardzo było połamane, że praktycznie nie mógł oddychać. Ale tym też się za bardzo nie przejmował. Dla niego życie nie miało sensu. Zdradzony przez przyjaciół. Sztylet przeszył mu serce. Rodzice nie żyją. Kolejny sztylet, tym razem większy i bardziej bolesny w użyciu. Nie mógł nic zrobić żeby ich uratować. To chyba jednak nie sztylety ale topory. Nie miał sensu żyć. Bo po co? I tak praktycznie umierał. Bo ile wytrzyma jego serce? A dusza? A rozum? Nawet rozum już powoli tracił. Nie kontaktował ze światem. Zamknął się we własnej krainie. Krainie bólu i cierpienia. Więc nikt chyba nie ma mu za złe, że próbuje uciec od tego we śnie? Choć i tam nie było do końca spokojnie. Koszmary są bezlitosne. Nie raz budził się przerażony z niemym krzykiem w gardle. To zdecydowanie było ponad jego siły. Czyli tak. Był tchórzem. Nawet nie był na pogrzebie rodziców, bo był zbyt wielkim mięczakiem żeby się obudzić! Żałosne.
- James?- powiedział zasępiony Syriusz wchodząc do szpitala z całą resztą.
Nie zareagował od razu. Miał problemy z koncentracją. Z powrotem do rzeczywistości.
- Co?- burknął w odpowiedzi.
- Musimy porozmawiać i to poważnie. To nie może się ciągnąć. Musisz podjąć decyzję!
- Decyzję? Jaką decyzję?
- No...- odchrząknął.- Czy nam wybaczysz.
- A co mam jeszcze wam wybaczać?
- No... To, że uwierzyliśmy...że nie szukaliśmy cie- Łapa tak jak inni byli całkowicie zbici z tropu.
- Ach to! W ogóle po co pytacie? Oczywiście, że wybaczam. Każdy popełnia w życiu błędy. A po za tym mieliście prawo. To ja właściwie powinienem przeprosić, że naraziłem was na takie niebezpieczeństwo i że musieliście cierpieć przeze mnie- mruknął.
- Co? Ty żartujesz prawda? Ty nas przepraszasz?!- krzyknął wzburzony.- My zachowaliśmy się jak świnie, a ty nas przepraszasz?! Czy ty naprawdę postradałeś zmysły?!
- Być może. Cruciatus nie jest zbyt dobrą rozrywką dla psychiki- powiedział z ironią.
- Czyli... Czyli nam wybaczasz?- zapytała z nadzieją Lily.
- No oczywiście. Przecież jesteśmy przyjaciółmi, nie?
Każdy poczuł nie wyobrażalną ulgę. Nie byli głupi i wiedzieli, że im nie ufa do końca. Ale wiedzieli to, że jest niezastąpionym przyjacielem.
Kilka tygodni później James wyzdrowiał na tyle, żeby wyjść ze Skrzydła Szpitalnego, obiecując przy tym, że będzie regularnie zażywał eliksiry. W dormitorium był przywitany idealną ciszą. No tak. W końcu każdy wierzył, że on jest taki jak śmierciożercy. Było im głupio. Niezręczną ciszę przerwał głos wydobywający się jego pierścienia. Rzeczywiście. Wcale się tego nie spodziewałem- pomyślał z ironią.
- "Za godzinę w Hogwarcie, w gabinecie."
Westchnął ciężko i opadł na kanapę obok przyjaciół.
- Hej. Co tam?
- Jakoś. Dużo nam zadali. Musisz porządnie zacząć się uczyć żeby nadążyć- odpowiedziała Evans.
- Za godzinę idę do dyrka. No, ale później może znajdę trochę czasu.
- James. Jak twoja ręka?- spytał Peter.
- Tak samo jak dwie godziny temu Glizdku.
Westchnął ciężko i jednym uchem zaczął słuchać zwykłej rozmowy przyjaciół. Znów popadł w kompletne odrętwienie i dopiero gdy Ann mu przypomniała, że miał iść do dyrektora, ocknął się i poszedł.
Tak jak robił to wiele razy usiadł za dużym stołem. W pomieszczeniu byli już wszyscy członkowie.
Oczywiście od razu wszyscy skupili uwagę na nim. No tak. W końcu przebywał z tymi śmieciami. Musiał coś wiedzieć.
- James, może usłyszałeś coś ciekawego?- zapytał wujek.
- Usły...- zaczął.
- Nie! Stop!!- zagrzmiał Moody.- Albusie sprawdź go. Nie wiadomo nigdy co z nim robili.
- Racja Alastorze- potwierdził Dumbledore i wyciągnął różdżkę w jego stronę.
Nagle jego ciało zrobiło się chłodne. Ale nie całe. Jego niesprawna ręka zaczęła go palić, a nad nią unosiła się niebieska mgiełka.
- Ha! Więc to tak? Rzucili na niego zaklęcie podsłuchu?!- krzyknął zadowolony swym odkryciem auror.
- Z-z-aklęcie p-p-odsłuchu?- wyjąkał całkowicie zaskoczony.
- Tak. Ale to nic. Nie usłyszeli niczego ważnego. To się da usunąć- powiedział spokojnie dyrektor i tak szybko jak ręka zaczęła palić, tak samo przestała.
Ale coś jednak było innego... Nie tak samo jak wcześniej...
- Taaak!! Mam czucie w ręce!! Czyli to przez to zaklęcie!!- krzyknął, po raz pierwszy od bardzo dawna szczęśliwy.
- Świetnie- uśmiechnął się do niego wujek.- Czyli quiddith nie jest całkowicie przekreślony mrugnął do niego okiem.- Bardzo dobrze- poparł Moody.- Ale teraz powiedz co usłyszałeś.
No to zaczęło się przesłuchanie- pomyślał.
Zebranie wyjątkowo się przedłużyło. Miał im sporo bardzo ważnych rzeczy do przekazania. Jednak po spotkaniu tylko udał, że wraca do dormitorium. Jednak tak naprawdę skierował swoje kroki do Zakazanego Lasu. Po mimo złej oceny jaką wydaje każdy, kto był w tym lesie, był on dla niego miejscem spokoju. Chciał po raz tysięczny uciec od tego, że musi żyć normalnie. Smętne rozmyślania nie pozwalałyby mu nawet na sen. Wędrował długo, aż wreszcie zatrzymał się przed krzakami, za którymi była ciemna polana. Przeszedł przez nie. To jednak nie było dobrym ruchem....
****************************************************************************
Cześć ;)
Mam nadzieję, że się podoba, choć jest strasznie krótko. Obiecuję, że następna notka będzie dłuższa.
Pozdrawiam i proszę o komentarze (to naprawdę nie zajmie dużo czasu).
Wasza Rogaczka :)
Kochana!
OdpowiedzUsuńZ góry uprzedzam - dzisiaj będzie krótko. Wybacz, ale nie mam siły na wyciśnięcie z siebie sensownego komentarza.
James znowu się w coś wpakował, prawda? Biedny, biedny, biedny.
Oj, Łapo, coś mi się wydaje, że zaufania Jima tak łatwo nie odzyskasz, postaraj się lepiej i TYM RAZEM go nie zawiedź. Uff... Jak dobrze, że przejrzeli plan Malfoy'a. Tyle mogłoby się wydać.
Pozdrawiam i zapraszam na swój wieczorny rozdział!
Ann Black
Hej ! Rozdział jak zawsze mi się podoba (przepraszam ze tak długo nie skomentowałam tej notki ). Fajnie by bylo gdybyś rozpoczęła wątek Lily i James'a, bo jestem wielka fanką tej pary. Pisz dalej !
OdpowiedzUsuńKochana, u mnie nowy rozdział, zapraszam :D
OdpowiedzUsuńKochana, jako że sobota, u mnie nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńZapraszam!
Ann Blacl
Kochana, u mnie nowy rozdział. Kiedy u Ciebie?
OdpowiedzUsuńHej, żyjesz tam jeszcze? Jeśli tak to zapraszam do siebie na nową notkę 😀😀
Usuń