Szli szybko korytarzami. Trwały lekcje, więc nikogo nie napotkali. McGonagall podała hasło, weszli po spiralnych schodach i James zapukał w ogromne, dębowe drzwi. Kiedy usłyszeli stłumione "proszę", wkroczyli do okrągłego pomieszczenia. Gabinet wyglądał inaczej niż zwykle. Biurko zostało usunięte, a na środku stał duży, owalny stół z kilkunastoma obitymi krzesłami. Na stole, przy każdym krześle była rolka pergaminu, pióro i szklanka z dyniowym sokiem. Byli pierwszymi członkami, którzy tu dotarli, nie licząc siedzącego przy stole dyrektora. Po chwili z kominka zaczęli wyskakiwać czarodzieje. Gdy w drzwiach stanął Mark Potter, zdziwił się widząc swojego bratanka. Nie zdążył jednak o nic zapytać, gdyż odezwał się Dumbledore:
- Cieszę się, że już jesteście. Jak widzicie, mamy nowego członka- wskazał na Rogacza, a wszyscy na niego spojrzeli- Lecz to jedyna dobra wiadomość. James wczoraj, jak zapewne słyszeliście przez pierścień, zdobył dla nas niezwykle ważne i przerażające fakty. Voldemort prawdopodobnie ma w Hogwarcie szpiegów. Skoro jednak wiemy, trzeba działać. Dzisiaj, na przykład, śmierciożercy zaatakowali wioskę mugoli, co wiemy od Alastora, a co Ministerstwo zataiło. Musimy przydzielić kolejne misje. W dzień Nocy Duchów jest kolejna sobota w Hogsmeade, jednak nie możemy pozwolić na to samo co podczas poprzedniego wypadu. Dlatego na ten dzień ustalimy warty. Alastorze, twoja kolej, przedstaw swój plan misji- zakończył i oddał głos aurorowi.
- A więc zacznijmy od wioski. Ja, Frank i Alicja staniemy na prawym skrzydle. Albus, Hagrid i Mark, pilnujecie lewego. James, Penelopa i Amelia będą się kręcić przy środkowej części, a reszta, czyli Andromeda, Mary, Cristal, Mundungus, Minerwa, David i Stev krążycie dookoła całej wioski. Zachowujcie się jak normalni czarodzieje wybierający się do wioski. Druga sprawa. Są podejrzenia co do kilku pracowników ministerstwa na przykład Yaxel. Jego śledzę ja, innych Frank i Alicja. Mary i David wyszukują innych podejrzanych osób. Te role pozostają. Trzecia sprawa. Ktoś musi się wybrać na zwady do Little Halingtone. Podobno widuje się tam często osób w czarnych pelerynach. Myślę, że do tego nada się Mark. Po czwarte. James? Mógł byś kontynuować sprawę Cellisy Bartneys?
- Oczywiście!- odpowiedział z powagą chłopak, próbując ukryć swoją bojowość
- Świetnie. Sądzę, że na razie to wszystko. Reszta niech zajmuje się tym, co robiła do tej pory. Ktoś ma jakieś pytania? Jakiś raport? Nie? To koniec zebrania- zakończył Moody i wszyscy się rozeszli.
James miał jeszcze OPCM, więc wraz z wujkiem skierował się do pracowni.
Pomyślał, że będzie musiał wytłumaczyć się przyjaciołom. W końcu tak nagle wyszedł z profesorką... Nagle stanął, a Mark Potter spojrzał na niego zdziwiony.
- Wiesz wujku, ja chyba nie mam siły iść na zajęcia. Zarwałem dzisiejszą noc, a skoro mam zarwać i tą to muzę wypocząć.
- Dobrze. Idź- powiedział- I powodzenia
Więc chłopak poszedł do wieży. Usiadł na fotelu i myślał. Jakby się wywinąć od ciekawskich chłopaków i dziewczyn? Te kłamstwa będą na nim okropnie ciążyć, ale ni ma wyjścia. Jednak jego myśli skierowały się szybko na pewną piękną, rudowłosą dziewczynę o ślicznych, zielonych oczach. Zastanawiał się czy ona będzie go teraz unikać. Koniecznie musi z nią porozmawiać. Tak się zadumał, że nawet nie zauważył, kiedy zasnął...
- Rogaś! Rogi! Obudź się!-usłyszał znajomy głos
Otworzył oczy i zobaczył stojącego nad nim Łapę, a za nim resztę.
-Coo? Co się dzieje?? Która godzina?- zapytał zaspanym głosem
- Dwudziesta!- zachichotał Syriusz- Nasz śpiący książę raczył się obudzić
- Jak Ci dam śpiącego księcia to zaraz będziesz nadziany na moje rogi zapchlony kundlu- warknął ten w odpowiedzi
- Oooo! Ledwo się obudził i już pyskuje!-oburzył się Syriusz, ale reszta się śmiała z odpowiedzi Jamesa- A po za tym nie mam pcheł i żaden kundel!
- Dobra, dobra, mów co chcesz, ja muszę iść do Pomfrey żeby mi uzdrowiła tę nogę- powiedział ponuro
Wstał i powoli ruszył do wyjścia.
- Poczekaj! Pójdę z tobą, muszę wziąć eliksir na ból głowy- zawołała za nim Lily
Zwolnił kroku. Czuł, że to wkrótce nastąpi. Bał się jednak zostać z nią sam na sam. Bał się tego, że może go znienawidzić za chwilę uniesienia w tej wiosce. W wakacje sobie opracował plan, który miał na celu pokazać się z jak najlepszej strony. Jednak gdy patrzył w te oszałamiająco zielone oczy, w których migotał płynący strumyk... Nie mógł się oprzeć. Przyjemności z tego pocałunku zastąpiło zaskoczenie, kiedy Lilyanne Evans go odwzajemniła. Oczy mu zabłyszczały na samo wspomnienie incydentu. Przed sobą miał cały czas widok tych oczu i jej rudy... nie... kasztanowych włosów falujących lekko w wietrze. To bez wątpienia była najpiękniejsza chwila jego życia...
- JAMES!- krzyknął obiekt jego rozmyślań- MÓWIĘ DO CIEBIE!
-Ooo... Sorry... Zamyśliłem się- spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem- Co mówiłaś?
- Pytałam, co się dzieje? Ostatnio znikasz, a później nic nie mówisz. I nie mów, że to nic, bo ja w to nie wierzę!- popatrzyła na niego z ostrzegawczym tonem
- Po prostu... Ech... Tyle się ostatnio dzieje. Lord Voldemort się rozprzestrzenia siejąc strach i niepokój. A po za tym ten atak w wiosce... Musiałem to wszystko przemyśleć- tłumaczył się
- Tak, Voldemort to bezduszne stworzenie, a nie człowiek! Zabija niewinnych i to dlaczego? Bo nie chcą się do niego przyłączyć? To odrażające.
- Wiem. Ale... o czym my rozmawiamy? Jak się czujesz po akcją ze Smarkiem?- zmienił temat
Dziewczyna mimo jego podejrzeń, że zepsuje jej humor, uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Ostatnio dużo o tym myślałam i stwierdziłam, że skoro on nie potrafi zaakceptować tego, kim jestem to jego strata, a ja nie mam zamiaru tracić chwile swojego życia, które mogę spędzić z prawdziwymi przyjaciółmi, a nie takimi co są przy mnie z litości.
- Zuch dziewczyna- pochwalił ją radośnie- No jesteśmy
Właśnie dotarli do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka podeszła do nich i wystarczyło jej rzucić okiem na stan chłopaka.
- A tobie co się stało? Chodź, obejrzę cię. Panno Evans może pani na chwilę poczekać?
- Oczywiście.
Po długotrwałych badaniach w jej gabinecie wyszli, a ona powiedziała:
- Wypijesz kilka eliksirów, które powinny ci pomóc w kilka godzin. Zostaniesz jednak na noc, żeby blizny mogły się spokojnie zregenerować.
- Nie! Nie mogę!- krzyknął przerażony
- A to czemu?- zdziwiła się Pomona, której jeszcze nigdy nikt się nie sprzeciwił
Chrząknął, spojrzał na Lily i patrząc znacząco na pielęgniarkę niby od niechcenia podrapał się prawą ręką po nosie ukazując pierścień, którego niebieski kamień błysnął w blasku październikowego słońca.
Nie potrzebował więcej, gdyż kobieta zrozumiała natychmiast.
Każdy nauczyciel w szkole wiedział o działalności dyrektora i niewielki krąg znał jej znak szczególny.
- Chociaż... Skoro to dla ciebie takie ważne... Możesz zostać tu tylko do wieczora.
- Dziękuję bardzo.
Zniknęła w swoim gabinecie, a James został sam z Lily.
- Dlaczego nie chcesz zostać? I jakim cudem się zgodziła?
- Och przecież tu nie będę siedział całą noc. Ma się ten urok- zaśmiał się
No dobrze to ja może już pójdę. Muszę zrobić pracę z eliksirów- mruknęła i zanim zdążyć ją zatrzymać wyszła z sali.
Wieczorem, gdy wrócił, nadrobił zaległości z przyjaciółmi. Śmiali się, planowali dowcipy, a kiedy rozeszli się do swoich dormitoriów było późno i James się przestraszył, że nie zdąży na swoją misję. Na szczęście Huncwoci szybko zasnęli, a on wymknął się z sypialni z peleryną i mapą.
Tak jak się spodziewał zobaczył Bartneys wychodzącą z zamku. Udał się za nią do wioski, gdzie ona podeszła do grupki czarnych postaci.
- Świetnie, że już jesteś. Czarny Pan czeka. Będziesz musiała przejść Ceremonię Wstępu zanim otrzymasz szlachetne miano śmierciożercy i Mroczny Znak. Teleportujemy się do miejsca gdzie przejdziesz test.
I ku jego wielkiemu rozczarowaniu deportowali się, a on nie mając wyjścia wrócił do zamku.
Zamek pogrążony był w śnie, więc zawiedziony udał się do krainy Morfeusza.
********************************************************************
HEJ! :)
Przepraszam, że tak długo czekaliście (bo mam nadzieję, że czekaliście) , ale miałam problemy zdrowotne.
Rozdział w całości raczej nudny, ale niestety muszę najpierw pomęczyć, żebyście później wiedzieli o co chodzi, bo te pierwsze rozdziały są podstawą całego opowiadania.
Z racji tego, że mamy święta życzę WESOŁYCH ŚWIĄT i dodaję rozdział ;)
Trochę mi przykro, że nikt nie wyraża swojej opinii, ale trudno.
Ogromnym pocieszeniem dla mnie jest jednak to, że blog ma już 750 wyświetleń! :)
Jesteście- odezwijcie się proszę :(
Pozdrawiam,
Rogaczka
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
- sen
- Huncwoci działają
- walka
- wielkie rozczarowanie i wstręt
- list na poprawę humoru
piątek, 25 grudnia 2015
wtorek, 17 listopada 2015
4. Powrót, dowcip, pełnia i misja cz.1
James po kilku dniach wrócił do wieży. Wyglądał o wiele lepiej. Kiedy wszedł do PW Gryfonów został powitany radosnym okrzykiem i piskiem fanek.
- Jak się czujesz?- zapytał Lunatyk, który wyglądał jak Rogacz pół tygodnia temu.
- Świetnie. Wy już po lekcjach?- zapytał
- Taak. Czujesz się dziś na siłach?- tu Łapa spojrzał na niego znacząco, a Evans zmarszczyła brwi
- Oczywiście Łapciu. Przecież nie porzucę kumpla, nie?- mrugnął, do Remusa, Potter
Dziewczyny spojrzały na nich nic nie rozumiejąc.
- To będzie piękna noc- powiedział, z rozmarzeniem wpatrując się w okno, jego ręka powędrowała do włosów i natychmiast je zmierzwił, a na jego palcu błysnął niebieski pierścień
- Ty, Rogaś, co ty tam masz na palcu?- zapytał z zaciekawieniem Glizdogon
- Po pierwsze, jeszcze raz mnie tak nazwiesz, nadzieję cię na rogi i będziesz musiał samodzielnie biegać. Po drugie, to pamiątka rodzinna- odpowiedział ten wymijająco
Lecz nikt najwyraźniej nie widział nic dziwnego w rodzinnych pamiątkach, jedynie Peter siedział przestraszony jego słowami. Zaczęli mu mówić o tym co się działo, a raczej co się nie działo kiedy był w Mungu, a potem o dowcipach jakie wysmażyli Huncwoci po jego powrocie.
Jednak James częściowo ich słuchał. Przypomniał sobie o swoim zadaniu. Postanowił trochę poszpiegować.
- Lily? Gdzie masz moją pelerynę- zwrócił się nagle do Rudej
- Pelerynę? A, tak! Poczekaj, zaraz przyniosę- i zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn
- A tak właściwie to co się stało w tej wiosce? Bo ja się zgubiłam na chwilę w lesie- zapytała kiedy wróciła i oddała mu pelerynę
Tak więc opowiedział im wszystko po kolei. Nie wspomniał jednak nic o Zakonie Feniksa.
Jak skończył, wyraźnie ich zatkało. Voldemort w Hogsmead walczący z ich przyjacielem?
- No, ale nic. Było minęło- powiedział i zwrócił się do Lupina- Daj mapę
- A po co ci mapa?- najwyraźniej jeszcze nie otrząsnął się z szoku
- Nie ważne. Potrzebna mi
- Iść z tobą?- zapytał Syriusz, a w jego oczach rozbłysł huncwocki blask
- Nie. I nawet nie pytajcie gdzie idę. Muszę pobyć sam
Nie zważając na zaskoczone spojrzenia przyjaciół wyszedł z Pokoju Wspólnego, założył pelerynę niewidkę i wyciągnął pożółkły pergamin.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego
Na kartce pojawił się plan Hogwartu z kropkami zaopatrzonymi w imiona i nazwiska. Poszukał tej, z napisem "Cellisa Bartneys" i ucieszył się widząc ją na skraju lasu. Była sama. Zdjął pelerynę i wybiegł z zamku. Rozejrzał się czy nikt nie patrzy i zamienił się w dużego, pięknego jelenia z czarnymi obwódkami wokół orzechowych oczu. Podszedł do dziewczyny i zaczaił się za drzewami, niczym niewinne zwierzątko z Zakazanego Lasu.
Cellisa najwyraźniej na kogoś czekała. I...TAK! Nie wierzył w własne szczęście! Ku niej zmierzał nie kto inny jak Lucjusz Malfoy, uczeń ostatniego roku, znany z swojego zamiłowania do czystej krwi.
- O, już jesteś Bartneys. Znakomicie, nie mam zbyt wiele czasu. Spotkanie jutro o 00.00 na skraju wioski. Jest gotów cię przyjąć. Czarny Pan przybędzie osobiście
- Dobra- powiedziała zadowolona i odeszli do zamku
Rogacz przemienił się z powrotem i również powrócił do zamku. Jednak po drodze wysłał wiadomość przez pierścień. Po chwili dostał odpowiedź: "Świetnie się spisałeś."
Wszedł do wieży Gryffindoru i usiadł w fotelu obok Syriusza i Petera. Byli czymś dziwnie podnieceni.
- Co jest?- zapytał ich
- Bo, no... Wysmażyliśmy Smarkowi kawał. Powiedzieliśmy mu jak dostać do tunelu pod wierzbą. On tam idzie!- wytłumaczył ucieszony Glizdogon
- A to fajnie- powiedział zamyślony, po chwili jednak dotarł do niego sens słów- CO?!- ryknął- CZY WYŚCIE OSZALELI?! PRZECIEŻ ON... PRZECIEŻ TAM JEST REMUS!!- i wybiegł jak strzała z pokoju, pędząc do wierzby i nie zwracając na nic uwagi
Rzucił kamieniem w konar wierzby, ona znieruchomiała. Wszedł do tunelu. pobiegł nim, aż do klapy i ujrzał tam Snape otwierającego ją.
- NIE!!!- krzyknął do niego
Podbiegł, ale było już za późno. Chłopak zobaczył co tam jest. Rzucił się i zatrzasnął klapę, ale rozeźlony wilkołak machnął łapą i rozciął mu rękę. Z trudem zamknął i opadł na ziemię zmęczony.
- Idziemy do dyrektora- szarpnął go za ramię trzymając w dłoni różdżkę i zmusił do powrotu
Odprowadził go do dyrektora. Sam jednak wrócił do przyjaciół.
- Kretyni! Normalni kretyni! Są inne sposoby żeby mu dokuczyć! On mógł zginąć!! A teraz z łaski swojej ruszcie tyłki bo już po przemianie- dodał ciszej, ale wciąż wściekły
Na to tamci bez słowa wstali i wyszli na błonia. Przemienili się w zwierzęta. Peter jako mały, szary szczur ruszył ku pniu drzewa. Za nim pobiegł Syriusz w postaci dużego, czarnego psa o połyskującej w blasku księżyca sierści. Najgorzej miał James, który jako piękny i dorodny jeleń, miał duże poroże. Kiedy w końcu się przecisnął, ruszyli razem wspierać Remusa.
Lily Evans wstała rano i nie czekając na krzątające się dziewczyny na śniadanie. Zdziwiła się gdy nie zobaczyła żadnego Huncwota, ponieważ zaraz miały się rozpocząć lekcje. Pomyślała, że zaspali. Jednak ci nie zjawili się też na dwugodzinnej lekcji eliksirów ani na Histori Magii. Za chwilę miała się rozpocząć transmutacja, kiedy wreszcie się zjawili. Peter i Syriusz mieli podkrążone oczy, ale wyglądali na zadowolonych, czego jednak nie można było powiedzieć o Jamesie. Miał strasznie pocharataną twarz, kulał na prawą nogę, lewą rękę owiniętą miał magicznym bandażem, a na dłoniach widniały niezliczone blizny.
- O matko! Co ci się stało?! - pisnęły dziewczyny
- Jak by to powiedzieć... Stoczył bój w obronie przyjaciół- odpowiedział Syriusz, który po większych oględzinach miał kilka blizn na twarzy
-Że co??- zdziwiła się Dor
Ku uciesze chłopaków z opresji wyrwał ich dzwonek na lekcję.
Profesor Mcgonagall otworzyła klasę i rozpoczęła się lekcja. Rogacz w pewnej chwili drgnął, bo z jego pierścienia wydobył się głos Alastora Moody'ego
- "Zebranie w gabinecie Dumbledora. Teraz"
Zerwał się z krzesełka w tym samym czasie co profesorka. Spojrzała na niego i powiedziała:
- Koniec lekcji! W domu proszę poćwiczyć zaklęcie. Potter, za mną- i szybko wyszli z sali
Po klasie rozległ się pomruk zdziwienia. Przyjaciele Rogacza mieli oczy jak galeony
- O co chodzi?- Ann zmarszczyła brwi
- Nie wiem, ale na pewno nie o szlaban- odpowiedział Syriusz...
*******************************************************
No! Oto i pierwsza część rozdziału. Szczerze nie jestem z niej zadowolona, ale ona jako jedyna nie wylądowała koszu. Tak. Miałam już kolejne 8 rozdziałów! Jednak w pewnym momencie stwierdziłam, że są gorsze niż nudne :/ Mam nadzieję jednak, że ją przeczytacie.
Wkrótce pojawi się druga część.
Tą notkę chciałam zadedykować Czekoladowemu Budyniowi ( o ile coś takiego wypada zadedykować :D ), która wiernie komentuje moje rozdziały! Dziękuję Ci moja droga! Dzięki tobie wiem, że jest dla kogo pisać :')
Proszę, komentujcie! Komentarz, nawet z krytyką, to prezent dla pisarza! :) Raduje się gdy widze każdy kom, każde wyświetlenie. Więc nie rozczarujcie mnie!
Pozdrawiam,
Rogaczka :)
- Jak się czujesz?- zapytał Lunatyk, który wyglądał jak Rogacz pół tygodnia temu.
- Świetnie. Wy już po lekcjach?- zapytał
- Taak. Czujesz się dziś na siłach?- tu Łapa spojrzał na niego znacząco, a Evans zmarszczyła brwi
- Oczywiście Łapciu. Przecież nie porzucę kumpla, nie?- mrugnął, do Remusa, Potter
Dziewczyny spojrzały na nich nic nie rozumiejąc.
- To będzie piękna noc- powiedział, z rozmarzeniem wpatrując się w okno, jego ręka powędrowała do włosów i natychmiast je zmierzwił, a na jego palcu błysnął niebieski pierścień
- Ty, Rogaś, co ty tam masz na palcu?- zapytał z zaciekawieniem Glizdogon
- Po pierwsze, jeszcze raz mnie tak nazwiesz, nadzieję cię na rogi i będziesz musiał samodzielnie biegać. Po drugie, to pamiątka rodzinna- odpowiedział ten wymijająco
Lecz nikt najwyraźniej nie widział nic dziwnego w rodzinnych pamiątkach, jedynie Peter siedział przestraszony jego słowami. Zaczęli mu mówić o tym co się działo, a raczej co się nie działo kiedy był w Mungu, a potem o dowcipach jakie wysmażyli Huncwoci po jego powrocie.
Jednak James częściowo ich słuchał. Przypomniał sobie o swoim zadaniu. Postanowił trochę poszpiegować.
- Lily? Gdzie masz moją pelerynę- zwrócił się nagle do Rudej
- Pelerynę? A, tak! Poczekaj, zaraz przyniosę- i zniknęła na schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn
- A tak właściwie to co się stało w tej wiosce? Bo ja się zgubiłam na chwilę w lesie- zapytała kiedy wróciła i oddała mu pelerynę
Tak więc opowiedział im wszystko po kolei. Nie wspomniał jednak nic o Zakonie Feniksa.
Jak skończył, wyraźnie ich zatkało. Voldemort w Hogsmead walczący z ich przyjacielem?
- No, ale nic. Było minęło- powiedział i zwrócił się do Lupina- Daj mapę
- A po co ci mapa?- najwyraźniej jeszcze nie otrząsnął się z szoku
- Nie ważne. Potrzebna mi
- Iść z tobą?- zapytał Syriusz, a w jego oczach rozbłysł huncwocki blask
- Nie. I nawet nie pytajcie gdzie idę. Muszę pobyć sam
Nie zważając na zaskoczone spojrzenia przyjaciół wyszedł z Pokoju Wspólnego, założył pelerynę niewidkę i wyciągnął pożółkły pergamin.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego
Na kartce pojawił się plan Hogwartu z kropkami zaopatrzonymi w imiona i nazwiska. Poszukał tej, z napisem "Cellisa Bartneys" i ucieszył się widząc ją na skraju lasu. Była sama. Zdjął pelerynę i wybiegł z zamku. Rozejrzał się czy nikt nie patrzy i zamienił się w dużego, pięknego jelenia z czarnymi obwódkami wokół orzechowych oczu. Podszedł do dziewczyny i zaczaił się za drzewami, niczym niewinne zwierzątko z Zakazanego Lasu.
Cellisa najwyraźniej na kogoś czekała. I...TAK! Nie wierzył w własne szczęście! Ku niej zmierzał nie kto inny jak Lucjusz Malfoy, uczeń ostatniego roku, znany z swojego zamiłowania do czystej krwi.
- O, już jesteś Bartneys. Znakomicie, nie mam zbyt wiele czasu. Spotkanie jutro o 00.00 na skraju wioski. Jest gotów cię przyjąć. Czarny Pan przybędzie osobiście
- Dobra- powiedziała zadowolona i odeszli do zamku
Rogacz przemienił się z powrotem i również powrócił do zamku. Jednak po drodze wysłał wiadomość przez pierścień. Po chwili dostał odpowiedź: "Świetnie się spisałeś."
Wszedł do wieży Gryffindoru i usiadł w fotelu obok Syriusza i Petera. Byli czymś dziwnie podnieceni.
- Co jest?- zapytał ich
- Bo, no... Wysmażyliśmy Smarkowi kawał. Powiedzieliśmy mu jak dostać do tunelu pod wierzbą. On tam idzie!- wytłumaczył ucieszony Glizdogon
- A to fajnie- powiedział zamyślony, po chwili jednak dotarł do niego sens słów- CO?!- ryknął- CZY WYŚCIE OSZALELI?! PRZECIEŻ ON... PRZECIEŻ TAM JEST REMUS!!- i wybiegł jak strzała z pokoju, pędząc do wierzby i nie zwracając na nic uwagi
Rzucił kamieniem w konar wierzby, ona znieruchomiała. Wszedł do tunelu. pobiegł nim, aż do klapy i ujrzał tam Snape otwierającego ją.
- NIE!!!- krzyknął do niego
Podbiegł, ale było już za późno. Chłopak zobaczył co tam jest. Rzucił się i zatrzasnął klapę, ale rozeźlony wilkołak machnął łapą i rozciął mu rękę. Z trudem zamknął i opadł na ziemię zmęczony.
- Idziemy do dyrektora- szarpnął go za ramię trzymając w dłoni różdżkę i zmusił do powrotu
Odprowadził go do dyrektora. Sam jednak wrócił do przyjaciół.
- Kretyni! Normalni kretyni! Są inne sposoby żeby mu dokuczyć! On mógł zginąć!! A teraz z łaski swojej ruszcie tyłki bo już po przemianie- dodał ciszej, ale wciąż wściekły
Na to tamci bez słowa wstali i wyszli na błonia. Przemienili się w zwierzęta. Peter jako mały, szary szczur ruszył ku pniu drzewa. Za nim pobiegł Syriusz w postaci dużego, czarnego psa o połyskującej w blasku księżyca sierści. Najgorzej miał James, który jako piękny i dorodny jeleń, miał duże poroże. Kiedy w końcu się przecisnął, ruszyli razem wspierać Remusa.
Lily Evans wstała rano i nie czekając na krzątające się dziewczyny na śniadanie. Zdziwiła się gdy nie zobaczyła żadnego Huncwota, ponieważ zaraz miały się rozpocząć lekcje. Pomyślała, że zaspali. Jednak ci nie zjawili się też na dwugodzinnej lekcji eliksirów ani na Histori Magii. Za chwilę miała się rozpocząć transmutacja, kiedy wreszcie się zjawili. Peter i Syriusz mieli podkrążone oczy, ale wyglądali na zadowolonych, czego jednak nie można było powiedzieć o Jamesie. Miał strasznie pocharataną twarz, kulał na prawą nogę, lewą rękę owiniętą miał magicznym bandażem, a na dłoniach widniały niezliczone blizny.
- O matko! Co ci się stało?! - pisnęły dziewczyny
- Jak by to powiedzieć... Stoczył bój w obronie przyjaciół- odpowiedział Syriusz, który po większych oględzinach miał kilka blizn na twarzy
-Że co??- zdziwiła się Dor
Ku uciesze chłopaków z opresji wyrwał ich dzwonek na lekcję.
Profesor Mcgonagall otworzyła klasę i rozpoczęła się lekcja. Rogacz w pewnej chwili drgnął, bo z jego pierścienia wydobył się głos Alastora Moody'ego
- "Zebranie w gabinecie Dumbledora. Teraz"
Zerwał się z krzesełka w tym samym czasie co profesorka. Spojrzała na niego i powiedziała:
- Koniec lekcji! W domu proszę poćwiczyć zaklęcie. Potter, za mną- i szybko wyszli z sali
Po klasie rozległ się pomruk zdziwienia. Przyjaciele Rogacza mieli oczy jak galeony
- O co chodzi?- Ann zmarszczyła brwi
- Nie wiem, ale na pewno nie o szlaban- odpowiedział Syriusz...
*******************************************************
No! Oto i pierwsza część rozdziału. Szczerze nie jestem z niej zadowolona, ale ona jako jedyna nie wylądowała koszu. Tak. Miałam już kolejne 8 rozdziałów! Jednak w pewnym momencie stwierdziłam, że są gorsze niż nudne :/ Mam nadzieję jednak, że ją przeczytacie.
Wkrótce pojawi się druga część.
Tą notkę chciałam zadedykować Czekoladowemu Budyniowi ( o ile coś takiego wypada zadedykować :D ), która wiernie komentuje moje rozdziały! Dziękuję Ci moja droga! Dzięki tobie wiem, że jest dla kogo pisać :')
Proszę, komentujcie! Komentarz, nawet z krytyką, to prezent dla pisarza! :) Raduje się gdy widze każdy kom, każde wyświetlenie. Więc nie rozczarujcie mnie!
Pozdrawiam,
Rogaczka :)
piątek, 6 listopada 2015
piątek, 30 października 2015
3. Nowa uczennica i szpieg.
Dni mijały, a dni zaczęły przemieniać się w tygodnie. Minął ponad miesiąc od wypadu do wioski, a James Potter nadal się nie obudził.
Profesor Potter chodził jak struty, dyrektor był przygnębiony, ale to nie mogło się równać z tym, jak się czuli jego przyjaciele. Huncwoci nie robili już dowcipów, przestali się śmiać, a dziewczyny towarzyszyły im w monotonii życia, jaka zapadła. Często go odwiedzali, ale musieli to robić dopiero w weekendy, ponieważ mimo wszystko nauczyciele ich nie oszczędzali.
Tego dnia, kiedy wszyscy siedzieli w WS i jedli śniadanie dyrektor powstał i uśmiechnął się, a na całej sali zaległa cisza.
- Mam zaszczyt was powiadomić, że do grona uczniów dołącza nowa uczennica. Zapraszam panno Celliso Bartneys!
Do sali weszła dziewczyna o długich do pasa, prostych, brązowych włosach. Minę miała taką, że wiele osób się skrzywiło.
Profesor Dumbledore poszedł do bocznej komnaty i wrócił ze stołkiem oraz Tiarą Przydziału.
Dziewczyna usiadła i założyła Tiarę.
- Slytherin!
Ślizgoni głośno zaklaskali, a Gryfoni wyrazili wstręt.
- Mam także przyjemną niespodziankę. Ale od razu mówię: proszę go nie męczyć!- uśmiechnął się jeszcze szerzej- Panno Pomfrey! Proszę!
Drzwi do sali ponownie się otworzyły i wkroczyła do WS pielęgniarka szkolna z... Jamesem Potterem. Wśród damskiej części uczniów wydobył się pisk, męska część zaklaskała. Przyjęli go jak bohatera wojny, choć nikt nie miał pojęcia co się stało.
Chłopak ledwo się trzymał ramienia pielęgniarki i był blady jak śmierć.
- Przed chwilą uzdrowiciele przenieśli go tutaj. Będzie się kurował w Skrzydle Szpitalnym.
- Rogacz!!!- wrzasnęli Huncwoci i dziewczyny.
Szukający zmusił się do uśmiechu, który wyglądał jak grymas.
Dyrektor podszedł do niego i powiedział:
- Jak będziesz się lepiej czuł wiesz gdzie mnie szukać- i odszedł.
Natychmiast podbiegli jego przyjaciele. Ale pani Pomfrey ich zatrzymała.
- Spokojnie! Nie widzicie jego stanu?
- Proszę pani, możemy już iść bo długo tak nie postoję- mruknął słabo James
- Ależ oczywiście- zwróciła się do nich- Możecie także iść, ale macie być spokojni.
- Jasne!- powiedzieli chórem uradowani.
Zatem wszyscy poszli do SS. Kiedy dotarli, pielęgniarka podała szukającemu pełno jakiś eliksirów i zniknęła w swoim gabinecie.
- Jak się czujesz?- zapytała go Lily siadając na jego łóżku
- Na pewno nie lepiej niż wyglądam- szepnął słabo w odpowiedzi
Zamknął oczy jakby wypowiedzenie każdego słowa sprawiało mu mękę
- Co ci jest?- zapytał Syriusz
- Powiem. Powiem, ale nie teraz. Nie mam siły- wyszeptał James
- Daj mu spokój! Nie widzisz, że on ledwo żyje?- wtrącił Remus widząc, że Łapa chce coś powiedzieć- Może lepiej chodźmy. Niech odpoczywa.
W tym samym czasie weszła pani Pomfrey z kolejną porcją eliksirów.
- Pan Lupin ma raję. On musi odpoczywać. Przystali go ze względu na to, że nalegał, żeby kurować się tutaj, a nie w Mungu.
- Dobrze.
Tak więc wyszli i radośni udali się do PW po książki, a potem na lekcje.
***
Minął tydzień, a rogacz dalej był w SS. Czuł się coraz lepiej, ale nadal był słaby.
Jednak czas mijał, a on obiecał dyrektorowi prawdę, więc we wtorek, kiedy już mógł normalnie mówić i chodzić, powiadomił pielęgniarkę, że musi iść do dyrektora.
- No dobrze, ale odprowadzę cię.
Poszli opustoszałym korytarzem. Nikogo nie napotkali, bo były lekcje, co mu szło na rękę, ponieważ wszyscy już wiedzieli o zdarzeniu w Hogsmead, ale nikt oprócz niego nie wiedział co się wtedy stało.
Pielęgniarka podała hasło kamiennej chimerze i odeszła, a on wspiął się po spiralnych schodach i zapukał.
- Proszę!- rozległ się stłumiony głos i chłopak wszedł.
- Dzień dobry panie dyrektorze. Chciał pan wiedzieć co się stało. Więc jestem.
- Cudownie. Usiądź. Opowiadaj- uśmiechnął się do niego zachęcająco
- Więc to było tak: Siedziałem z Lily na polance, kiedy rozległ się krzyk...
- Nie wiem dlaczego uciekł. Chyba wyczuł pracowników Ministerstwa.
- Świetnie się spisałeś. Nie wielu by się na to odważyło, a już na pewno nie poradziło sobie tak, jak ty. Gryffindor zyskuje 200 punktów za twoje męstwo.
- Dziękuję. Panie profesorze...-zacząłem niepewnie, a kiedy ten spojrzał na mnie zachęcająco, kontynuowałem- Bo ja gdzieś słyszałem, że założył pan tajną organizację. Zakon Feniksa...
Dyrektor nie zaprzeczył, ani nie potwierdził, tylko wpatrywał się w niego wyczekująco.
- No i ja... długo nad tym myślałem w Skrzydle Szpitalnym i... czy mógłbym dołączyć do niego?
- Jesteś pewny, czy dobrze to przemyślałeś?- zapytał go powoli
- Tak. Na sto procent.- powiedział stanowczo James
- Hm... Zaczekaj chwilę. Wezwę naszego sekretarza.
Podszedł do kominka, z półki nad nią wziął trochę proszku wskoczył to niego i zniknął.
Wrócił po 10 min w towarzystwie mężczyzny.
- To on Alastorze- powiedział Dumbledore
- Witaj. Jestem Alastor Moody. Auror. Po konsultacjach z Albusem jesteśmy gotowi przyjąć cię do naszego tajnego stowarzyszenia. Musisz złożyć przysięgę o wierności Zakonowi i dochowania tajemnicy naszych działań.
Podszedł do niego złapał go za rękę, kazał wyciągnął różdżkę i dotknął nią feniksa Faweksa siedzącego na żerdzi.
-Albusie. Zaczekaj- powiedział Moody.
- Tak. Czy ty, Jamesie Potterze jesteś gotów działać na rzecz dobra innych czarodziei i na rzecz unicestwienia działalności Czarnego Pana?
- Jestem.
- Czy przyrzekasz działać z całego serca, być wiernym Zakonowi oraz dochować tajemnicy?
- Przyrzekam
Z jego różdżki wydobył się srebrny promień, otoczył jego oraz Faweksa i zniknął.
- A więc jesteś od teraz tajnym członkiem Zakonu Feniksa. Alastorze, sygnet.
Moody podszedł założył mu pierścień z niebieskim oczkiem, na którym był złoty feniks.
- Na razie nie wiele możesz dla nas zrobić, ponieważ jesteś niepełnoletni, ale w Hogwarcie nic ci nie grozi.
Podejrzewamy, że Voldemort ma tutaj szpiegów, więc twoim zadaniem będzie wypatrzenie ich- powiedział dyrektor-Miej oczy otwarte. Przypatrz się bliżej pannie Cellisie Bartneys.
Kontaktujemy się przez ten pierścień. Wystarczy stuknąć różdżką i pomyśleć o tym, co się chce powiedzieć. Nikt nie będzie oprócz członków Zakonu słyszeć tych wiadomości. Jakieś pytania?
- Nie. Zrobię co w mojej mocy- powiedział poważnie James
- Dobrze, a teraz już idź. Pani Pomfrey zapewne się już martwi- uśmiechnął się i otworzył drzwi
- Do widzenia- powiedział i wyszedł, a drzwi się za mną zamknęły
Jednak słychać było jeszcze głos dyrektora:
- Alastorze, nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy...
******************************************************************************************************************************
Hej :)
Mam nadzieję, że jeszcze to czytacie.
Ten rozdział dedykuję Nikoli W., która występuje w opowiadaniu jako Cellisa oraz Zuzi K., która podjęła się męce pomagania w przepisywaniu.
Jeśli będą pod tą notką 3 komenty, wstawię rysunek Lily wykonany przeze mnie.
Pozdrawiam
Rogaczka
W następnym rozdziale:
- pierwsze szpiegowstwo
- śmiertelny dowcip
- odkryta tajemnica
Profesor Potter chodził jak struty, dyrektor był przygnębiony, ale to nie mogło się równać z tym, jak się czuli jego przyjaciele. Huncwoci nie robili już dowcipów, przestali się śmiać, a dziewczyny towarzyszyły im w monotonii życia, jaka zapadła. Często go odwiedzali, ale musieli to robić dopiero w weekendy, ponieważ mimo wszystko nauczyciele ich nie oszczędzali.
Tego dnia, kiedy wszyscy siedzieli w WS i jedli śniadanie dyrektor powstał i uśmiechnął się, a na całej sali zaległa cisza.
- Mam zaszczyt was powiadomić, że do grona uczniów dołącza nowa uczennica. Zapraszam panno Celliso Bartneys!
Do sali weszła dziewczyna o długich do pasa, prostych, brązowych włosach. Minę miała taką, że wiele osób się skrzywiło.
Profesor Dumbledore poszedł do bocznej komnaty i wrócił ze stołkiem oraz Tiarą Przydziału.
Dziewczyna usiadła i założyła Tiarę.
- Slytherin!
Ślizgoni głośno zaklaskali, a Gryfoni wyrazili wstręt.
- Mam także przyjemną niespodziankę. Ale od razu mówię: proszę go nie męczyć!- uśmiechnął się jeszcze szerzej- Panno Pomfrey! Proszę!
Drzwi do sali ponownie się otworzyły i wkroczyła do WS pielęgniarka szkolna z... Jamesem Potterem. Wśród damskiej części uczniów wydobył się pisk, męska część zaklaskała. Przyjęli go jak bohatera wojny, choć nikt nie miał pojęcia co się stało.
Chłopak ledwo się trzymał ramienia pielęgniarki i był blady jak śmierć.
- Przed chwilą uzdrowiciele przenieśli go tutaj. Będzie się kurował w Skrzydle Szpitalnym.
- Rogacz!!!- wrzasnęli Huncwoci i dziewczyny.
Szukający zmusił się do uśmiechu, który wyglądał jak grymas.
Dyrektor podszedł do niego i powiedział:
- Jak będziesz się lepiej czuł wiesz gdzie mnie szukać- i odszedł.
Natychmiast podbiegli jego przyjaciele. Ale pani Pomfrey ich zatrzymała.
- Spokojnie! Nie widzicie jego stanu?
- Proszę pani, możemy już iść bo długo tak nie postoję- mruknął słabo James
- Ależ oczywiście- zwróciła się do nich- Możecie także iść, ale macie być spokojni.
- Jasne!- powiedzieli chórem uradowani.
Zatem wszyscy poszli do SS. Kiedy dotarli, pielęgniarka podała szukającemu pełno jakiś eliksirów i zniknęła w swoim gabinecie.
- Jak się czujesz?- zapytała go Lily siadając na jego łóżku
- Na pewno nie lepiej niż wyglądam- szepnął słabo w odpowiedzi
Zamknął oczy jakby wypowiedzenie każdego słowa sprawiało mu mękę
- Co ci jest?- zapytał Syriusz
- Powiem. Powiem, ale nie teraz. Nie mam siły- wyszeptał James
- Daj mu spokój! Nie widzisz, że on ledwo żyje?- wtrącił Remus widząc, że Łapa chce coś powiedzieć- Może lepiej chodźmy. Niech odpoczywa.
W tym samym czasie weszła pani Pomfrey z kolejną porcją eliksirów.
- Pan Lupin ma raję. On musi odpoczywać. Przystali go ze względu na to, że nalegał, żeby kurować się tutaj, a nie w Mungu.
- Dobrze.
Tak więc wyszli i radośni udali się do PW po książki, a potem na lekcje.
***
Minął tydzień, a rogacz dalej był w SS. Czuł się coraz lepiej, ale nadal był słaby.
Jednak czas mijał, a on obiecał dyrektorowi prawdę, więc we wtorek, kiedy już mógł normalnie mówić i chodzić, powiadomił pielęgniarkę, że musi iść do dyrektora.
- No dobrze, ale odprowadzę cię.
Poszli opustoszałym korytarzem. Nikogo nie napotkali, bo były lekcje, co mu szło na rękę, ponieważ wszyscy już wiedzieli o zdarzeniu w Hogsmead, ale nikt oprócz niego nie wiedział co się wtedy stało.
Pielęgniarka podała hasło kamiennej chimerze i odeszła, a on wspiął się po spiralnych schodach i zapukał.
- Proszę!- rozległ się stłumiony głos i chłopak wszedł.
- Dzień dobry panie dyrektorze. Chciał pan wiedzieć co się stało. Więc jestem.
- Cudownie. Usiądź. Opowiadaj- uśmiechnął się do niego zachęcająco
- Więc to było tak: Siedziałem z Lily na polance, kiedy rozległ się krzyk...
... Zerwaliśmy się z ławki.- Lily, zostań tu i załóż to!- mówiłem szybko i z plecaka wyciągnąłem srebrną tkaninę- To peleryna niewidka. Uważaj na siebie- cmoknąłem ją osłupiałą w policzek i pobiegłem w stronę krzyku.Evans coś do mnie krzyczała, ale ja już nie słyszałem. Biegłem tak aż dobiegłem do jednej zw wschodnich uliczek wioski.Przeraziło mnie to co zobaczyłem.W powietrzu wiła się z bólu młoda kobieta, a pod nią stało pół tuzina zamaskowanych ludzi w czarnych pelerynach. Natychmiast zareagowałem. Trzeba powiadomić MM.- Expectore patronumos- szepnąłem i srebrny jeleń pomknął w stronę wyjścia z wioski z wiadomością.- Zostawcie ją!- krzyknąłem i wybiegłem zza budynku. Wszyscy na mnie spojrzeli, a kobieta spadła, podniosła się i widząc, że daję jej znak by uciekła, pobiegła.Śmierciożercy patrzyli na mnie chwilę, a potem wybuchnęli śmiechem.- I ty myślisz, że masz z nami szanse?- zapytał z rozbawieniem jeden z nich i natychmiast pomknął w moją stronę zielony promień, ale zdążyłem wyczarować tarczę. Rozgrzała się walka. Po 15 min zostało dwóch śmierciożerców. Byłem coraz bardziej wykończony walką. Powaliłem jednego, a kiedy chciałem to zakończyć i obróciłem się do ostatniego, zobaczyłem, że odsłania rękaw i palcem dotyka czarnego, Mrocznego Znaku.- Niee!!!- krzyknąłem przerażony i miotnąłem zaklęciem, a on padłJednak w tym samym momencie na uliczce zmaterializował się... Lord Voldemort Rozejrzał się po ulicy gdzie leżeli jego poplecznicy i spojrzał na mnie z nienawiścią.- No, no, no. Kogo my tu mamy. Dałeś im radę. Świetnie nadawałbyś się w gronie moich...hm... przyjaciół.- Po moim trupie- syknąłem- Wedle życzenia. Avada Kedavra!- rzucił i promień poleciał ku mnieLecz mój refleks szukającego dał mi żyć dalej. Walka rozgrzała się na nowo. Każdy walczył by zabić. Byłem coraz słabszy i nie zdążyłem uniknąć klątwy czarnoksięskiej lecącą w moją stronę. Nagle rozległ się trzask i Voldemort zniknął, a ja wycieńczony i pod działaniem klątwy padłem nieprzytomny...- Straszne - szepnął Dumbledore
- Nie wiem dlaczego uciekł. Chyba wyczuł pracowników Ministerstwa.
- Świetnie się spisałeś. Nie wielu by się na to odważyło, a już na pewno nie poradziło sobie tak, jak ty. Gryffindor zyskuje 200 punktów za twoje męstwo.
- Dziękuję. Panie profesorze...-zacząłem niepewnie, a kiedy ten spojrzał na mnie zachęcająco, kontynuowałem- Bo ja gdzieś słyszałem, że założył pan tajną organizację. Zakon Feniksa...
Dyrektor nie zaprzeczył, ani nie potwierdził, tylko wpatrywał się w niego wyczekująco.
- No i ja... długo nad tym myślałem w Skrzydle Szpitalnym i... czy mógłbym dołączyć do niego?
- Jesteś pewny, czy dobrze to przemyślałeś?- zapytał go powoli
- Tak. Na sto procent.- powiedział stanowczo James
- Hm... Zaczekaj chwilę. Wezwę naszego sekretarza.
Podszedł do kominka, z półki nad nią wziął trochę proszku wskoczył to niego i zniknął.
Wrócił po 10 min w towarzystwie mężczyzny.
- To on Alastorze- powiedział Dumbledore
- Witaj. Jestem Alastor Moody. Auror. Po konsultacjach z Albusem jesteśmy gotowi przyjąć cię do naszego tajnego stowarzyszenia. Musisz złożyć przysięgę o wierności Zakonowi i dochowania tajemnicy naszych działań.
Podszedł do niego złapał go za rękę, kazał wyciągnął różdżkę i dotknął nią feniksa Faweksa siedzącego na żerdzi.
-Albusie. Zaczekaj- powiedział Moody.
- Tak. Czy ty, Jamesie Potterze jesteś gotów działać na rzecz dobra innych czarodziei i na rzecz unicestwienia działalności Czarnego Pana?
- Jestem.
- Czy przyrzekasz działać z całego serca, być wiernym Zakonowi oraz dochować tajemnicy?
- Przyrzekam
Z jego różdżki wydobył się srebrny promień, otoczył jego oraz Faweksa i zniknął.
- A więc jesteś od teraz tajnym członkiem Zakonu Feniksa. Alastorze, sygnet.
Moody podszedł założył mu pierścień z niebieskim oczkiem, na którym był złoty feniks.
- Na razie nie wiele możesz dla nas zrobić, ponieważ jesteś niepełnoletni, ale w Hogwarcie nic ci nie grozi.
Podejrzewamy, że Voldemort ma tutaj szpiegów, więc twoim zadaniem będzie wypatrzenie ich- powiedział dyrektor-Miej oczy otwarte. Przypatrz się bliżej pannie Cellisie Bartneys.
Kontaktujemy się przez ten pierścień. Wystarczy stuknąć różdżką i pomyśleć o tym, co się chce powiedzieć. Nikt nie będzie oprócz członków Zakonu słyszeć tych wiadomości. Jakieś pytania?
- Nie. Zrobię co w mojej mocy- powiedział poważnie James
- Dobrze, a teraz już idź. Pani Pomfrey zapewne się już martwi- uśmiechnął się i otworzył drzwi
- Do widzenia- powiedział i wyszedł, a drzwi się za mną zamknęły
Jednak słychać było jeszcze głos dyrektora:
- Alastorze, nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy...
******************************************************************************************************************************
Hej :)
Mam nadzieję, że jeszcze to czytacie.
Ten rozdział dedykuję Nikoli W., która występuje w opowiadaniu jako Cellisa oraz Zuzi K., która podjęła się męce pomagania w przepisywaniu.
Jeśli będą pod tą notką 3 komenty, wstawię rysunek Lily wykonany przeze mnie.
Pozdrawiam
Rogaczka
W następnym rozdziale:
- pierwsze szpiegowstwo
- śmiertelny dowcip
- odkryta tajemnica
wtorek, 13 października 2015
2. Wioska
Następnego rana Lily obudziła się w wesołym nastroju. Zerknęła na zegarek. Była 6:05.
- Czy ja zawsze muszę tak wcześnie wstawać? -zapytała sama siebie.
Westchnęła i rozsunęła kotary swojego łóżka. Machinalnie uśmiechnęła się na widok wciąż śpiących przyjaciółek.
- Jak dobrze być znów w Hogwarcie- pomyślała.
Wstała, weszła do łazienki i po porannych czynnościach, ubrała się w białą bluzkę z krótkim rękawkiem oraz zieloną mini, do tego założyła zielony sweterek i wyszła z łazienki.
Wzięła książkę i udała się do PW, ponieważ śniadanie zaczynało się dopiero o 8:00.
Zeszła spiralnymi schodami do pustego PW, czego się spodziewała o tej porze.
Ale... Nie... Chwila... Pokój nie był całkowicie pusty. Na fotelu przy kominku siedział czarnowłosy chłopak, który ze smętną miną pisał coś zawzięcie na pergaminie.
- Cześć James- powiedziała do niego, uśmiechając się.
- Hej- mruknął niewyraźnie w odpowiedzi nie odrywając się od pisania czegoś, co przy zbliżeniu się do chłopaka, uznała za list.
- Coś się stało?- zapytała z niepokojem.
- Nic takiego- mruknął, położył list na stoliku i powiedział- Zaraz wrócę, bo zapomniałem koperty.
Kiedy tylko się oddalił ona zerknęła na list i przeczytała:
W tym momencie wszedł Rogacz z zaciętą miną i kopertą w ręce.
Spojrzał na nią i na list. Z jej miny najwyraźniej wyczytał wszystko.
Westchnął i usiadł.
- Czytałaś?- zapytał, ale w jego głosie nie było ani nuty złości.
- Nie gniewasz się?- zapytała z niepokojem
- Nie- spojrzał na nią- Lily? Myślisz, że przesadziłem?
- Nie wiem. Nie znam twoich rodziców.
Ponownie westchnął i podniósł się.
- Idę to wysłać- powiedział smętnie.
- Pójdę z tobą. I tak nie mam nic do roboty.
- Jak chcesz.
Wyszli i w milczeniu skierowali się do sowiarni, gdzie James przywiązał list do Hugona, jego sowy śnieżnej.
Stanął i spojrzał na nią tak, że aż nogi się pod nią ugięły i zatopiła się w jego oczach.
- Przepraszam- powiedział, a kiedy uniosła brew zaskoczona dodał- że popsułem ci poranek.
- Nic się nie stało, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Taaak... Dziękuję - uśmiechnął się szeroko, a Lily ciesząc się, że poprawił mu się humor, odpowiedziała tym samym.
- Wiesz - zerknął na zegarek - Za 5 minut śniadanie. Chodźmy już
- I w o wiele lepszych nastrojach i rozmawiając na różne tematy, co chwila wybuchając śmieche, weszli do WS, gdzie zobaczyli resztę siedzącą zaspaną nad swoim śniadaniem.
- Cześć chłopaki. Cześć dziewczyny. - rzuciła do nich
- Cześć wam- powiedział krótko okularnik
- Hej -odpowiedzieli im chórem
- Rogaś? Coś ty dziś tak wcześnie wstałeś?- zapytał Syriusz, patrząc podejrzliwie na przyjaciela
- Przyszła sowa od rodziców. Zostaję na święta. Musiałem im odpowiedzieć- rzekł wymijająco
- Och... To z nas pewnie tylko ty zostaniesz- spojrzał na niego współczująco Remus
- Trudno Lunio. Tylko do licha, po co mi to mówią we wrześniu?- zapytał, nie oczekując odpowiedzi
- Dobra chodź James. Bo nas Filch wreszcie nie wypuści- powiedziała Evans, kiedy zjedli śniadanie
Wszyscy spojrzeli na nich ze zdziwieniem i nutą podejrzliwości.
- Nie patrzcie tak. To nie jest randka- rzucił szukający, a wszyscy się zawstydzili i kontynuowali śniadanie.
Zaśmiali się z nich, a Łapa spojrzał na nich z oburzeniem.
Wyszli z WS, przeszli przez kontrolę u woźnego i ruszyli drogą prowadzącą do wioski.
- Wiesz. Zawsze się zastanawiałam, skąd się wzięły wasze przezwiska- zaczęła rozmowę
- Nie mogę powiedzieć- uciął temat
- Ale dlaczego? -brnęła dalej
- Boo...- spojrzał na nią- Chyba nie chcesz nas wpakować do Azkabanu, prawda?- zapytał patrząc na nią ze strachem
- Nie! No coś ty?-zaskoczyła się taką odpowiedzią
- No, więc nie pytaj. Kiedyś ci może powiem. Kiedyś. Ale nie teraz. Nie jutro.
A więc zaczęli rozmawiać o czymś innym. Jednak ona nadal była bardzo ciekawa. Co Huncwoci mogli zrobić, że James pyta czy chce ich wpakować do Azkabanu- więzienia dla czarodziejów, gdzie więźniów strzegą najbardziej odrażające stworzenia, jakie mogą istnieć- dementorzy?
Przez cały wypad do Hogsmead bardzo się zbliżyła do Rogacza. Co więcej. Stwierdziła, że on jej się... podoba (?!). Ani razu nie wyzwała go od napuszałych kretynów, co najwyraźniej przyniosło mu ulgę. Jej też to pasowało. Nigdy wcześniej nie pomyślała by o nim jako normalnym chłopaku. James zdawał się być o wiele bardziej dojrzalszym niż się wydawało.
- Lily? -spytał nagle, kiedy siedzieli w Trzech Miotłach
- Hm?
- Myślisz, że mam jeszcze jakieś szanse u ciebie?
Spojrzała na niego, spodziewając się ujrzeć, że żartuje, ale w jego oczach dostrzegła całkowitą prawdę.
- Hm. No, nie wiem. Myślę, że mógłbyś mieć szanse, ale musisz się postarać- odparłam szczerze
- Zrobię co w mojej mocy!- rozpromienił się cały i puścił do niej oczko- Idziemy się przejść? Znam świetne miejsce.
- Jasne.
I ruszyli z baru w stronę końca wioski.
Nie zwracali uwagi na to, że robi się późno i są jedynymi uczniami Hogwartu, którzy jeszcze nie wrócili.
- Jesteśmy- powiedział z uśmiechem Rogacz.
Aż zaniemówiła z wrażenia jak zobaczyła gdzie dotarli.
Znajdowali się na małej polance, gdzie pośrodku płynął magiczny strumyk, obok którego stała ławeczka. Wszędzie były piękne kwiaty, a po drugiej stronie strumyka leżały dwie skały przypominające serca.
- Ach...- westchnęła z podziwem- Skąd znasz to miejsce?
- Huncwocka tajemnica- uśmiechnął się rozbrajająco.
Usiedli na ławeczce obok siebie i wpatrzyli się w szumiący strumyk.
Spojrzała na niego, a ich spojrzenia się spotkały. Byli coraz bliżej siebie. Aż wreszcie... Ich usta złączyły się w pocałunku.
Było jej tak przyjemnie, że zamknęła oczy i oddała się tej cudownej chwili. Pomyślała, że to najpiękniejszy dzień w jej życiu, kiedy nagle ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk kobiety. Wstali jak oparzeni. I oto tak najpiękniejszy dzień zmienił się w piekło.
- Lily, zostań tu i załóż to!- mówił szybko i z plecaka wyciągnął srebrną tkaninę- To peleryna niewidka. Uważaj na siebie- cmoknął ją osłupiałą w policzek i pobiegł w stronę, skąd dobiegał krzyk.
- Ale James! Nie możesz iść sam!- krzyknęła do niego, ale ten nie słyszał już.
Założyła pelerynę i pobiegła za nim. Jednak droga prowadziła przez las i się zgubiła.
Rozpaczliwie szukała drogi powrotnej. Przecież nie może tak bezczynnie tutaj biegać, a nie wiadomo, co się dzieje z Jamesem. Ale dopiero po oko. 30 min znalazła dróżkę, którą szli na polanę.
Puściła się biegiem do wioski. Zaczęło się już ściemniać.
Pobiegła wzdłuż wioski. Kiedy dotarła na miejsce zdarzenia,aż stanęła jak wryta.
Na środku ulicy stał mężczyzna, a obok niego klęczała kobieta, która płakała z jakimś chłopakiem w ramionach. A tym chłopakiem był... Rogacz.
Podbiegła tam natychmiast.
- Co się stało?- zapytała przerażona
- Sami nie wiemy. Dostaliśmy od niego wiadomość, żebyśmy szybko przybyli, a kiedy dotarliśmy, on leżał nieprzytomny i dziwnie wycieńczony- powiedział załamującym się głosem mężczyzna.
- Państwo są jego rodzicami prawda? - zapytała cała blada na twarzy
- Tak. Zaraz przybędzie ktoś ze Świętego Munga, bo widać, że skrzydło szpitalne mu nie pomoże- odpowiedziała jej kobieta cała zapłakana
- Ale nic mu nie będzie?- szepnęła Lily
- Miejmy nadzieję- mruknął pan Potter- Lepiej wróć do zamku.
Kiwnęła głową i udała się do zamku.
Kiedy dotarła, nie wytrzymała i rozpłakała się. Było tak pięknie, więc dlaczego? A właściwie co się tam stało? Czy to coś poważnego? Oby nie, bo nie wybacz sobie, tego, że pobiegł tam sam.
Przeszła przez dziurę za portretem cała zapłakana. Cały Gryffindor spojrzał na nią zaskoczony. Lecz ona wypatrzyła swoich przyjaciół i padła w ramiona Kate.
-O Boże! Lilka, co się stało? Gdzie masz Jamesa?- zapytała Dorcas zdziwiona, reszta spojrzała na nią pytająco
- O-o-o-n-n-n... Jame-e-e-s-s... je-e-e-st-t w Mungu- wyjąkała przez łzy
- CO?- zawołali wszyscy chórem z przerażeniem
- No bo my siedzieliśmy sobie i...no rozmawialiśmy- tu się zaczerwieniła- i nagle ktoś krzyknął i on dał mi swoją pelerynę niewidkę, kazał mi założyć i zostać tam, a sam pobiegł w tamtą stronę. Ja pobiegłam za nim, ale się zgubiłam, a jak dotarłam, to on był nieprzytomny. Byli tam jego rodzice, ale oni też nie wiedzieli, co się stało- wyjaśniła im i zaległa cisza
- Teraz jest już późno, ale jutro musimy iść do Dumbledora po świstoklik i przenieść się do Munga- powiedział Syriusz, przerywając ciszę. Był jak wszyscy bardzo blady
- Ale ja nie zasnę, nie wiedząc co z nim- mruknął Remus
- Racja. Idziemy teraz- powiedziała Ruda, a reszta jej zawtórowała
Tak więc wszyscy udali się do gabinetu dyrektora.
- Yyyy... A znacie hasło?- zapytała Ann, kiedy stanęli przed kamienną chimerą.
- Oczywiście- odparł Syriusz- Kremowe piwo
Chimera odskoczyła, a oni weszli po spiralnych schodach i zapukali w wielkie drewniane drzwi.
- Proszę!- usłyszeli głos dyrektora
Weszli do okrągłego gabinetu, w którym było pełno jakiś magicznych instrumentów. Ruszyli w stronę dużego biurka, za którym zasiadał Albus Dumbledore, staruszek z długą, białą brodą, przyglądającego im się zza okularów-połówek.
- Panie profesorze, bo my... - zaczął Lunatyk
- Chcieliście zobaczyć się z Jamesem?- przerwał mu dyrektor
- No... Tak- odpowiedzieliśmy mu
- Rozumiem. Ale nie wolelibyście odwiedzić go rano?- a kiedy potrząsnęli głowami dodał- No dobrze, macie tu świstoklik. Nie siedźcie tam za długo- mówiąc to, wyciągnął stary, wyszczerbiony kubek i stuknął w niego różdżką
Dotknęli jednocześnie kubka i wylądowali w sali recepcyjnej w szpitalu. Podeszli natychmiast do recepcjonistki
- My do Jamesa Pottera. Gdzie on leży?
- W sali nr 21 u uzdrowiciela Hernuesa.
- Dziękujemy!- odpowiedzieliśmy i pobiegliśmy do schodów
Znaleźliśmy odpowiednią salę i weszliśmy do niej. Było w niej jedno łóżko, na którym leżał Rogacz.
- Co z nim?- zapytała Lily uzdrowiciela
- Nie najlepiej. Mam przykrą wiadomość. A mianowicie zapadł w głęboką śpiączkę, z której może nie obudzić się przez długi czas.
- Ale obudzi się??- szepnęła z przerażeniem Evans
- Miejmy nadzieję. Bardzo wycieńczył organizm. Dziwne, że w ogóle przeżył.
A więc przesiedzieliśmy godzinę w milczeniu i złapali za kubek. Powrócili do Hogwartu, gdzie z gabinetu udali się do PW, a później nadal w milczeniu poszli do swoich dormitoriów.
Wszyscy choć przerażeni, zastanawiali się, co mogło się tam stać.
*******************************************************************************
Hej wam ;)
Oto mój rozdział ;) Mam nadzieję, że się podoba :)
3 rozdział już mam, ale nie wiem czy znajdę czas na wpisanie go. Lecz mam nadzieję, że poczekacie ;)
Jeśli przeczytaliście zostawcie po sobie komentarz! To one dodają mi weny i chęci ;)
Pozdro ! ;*
//Rogaczka
- Czy ja zawsze muszę tak wcześnie wstawać? -zapytała sama siebie.
Westchnęła i rozsunęła kotary swojego łóżka. Machinalnie uśmiechnęła się na widok wciąż śpiących przyjaciółek.
- Jak dobrze być znów w Hogwarcie- pomyślała.
Wstała, weszła do łazienki i po porannych czynnościach, ubrała się w białą bluzkę z krótkim rękawkiem oraz zieloną mini, do tego założyła zielony sweterek i wyszła z łazienki.
Wzięła książkę i udała się do PW, ponieważ śniadanie zaczynało się dopiero o 8:00.
Zeszła spiralnymi schodami do pustego PW, czego się spodziewała o tej porze.
Ale... Nie... Chwila... Pokój nie był całkowicie pusty. Na fotelu przy kominku siedział czarnowłosy chłopak, który ze smętną miną pisał coś zawzięcie na pergaminie.
- Cześć James- powiedziała do niego, uśmiechając się.
- Hej- mruknął niewyraźnie w odpowiedzi nie odrywając się od pisania czegoś, co przy zbliżeniu się do chłopaka, uznała za list.
- Coś się stało?- zapytała z niepokojem.
- Nic takiego- mruknął, położył list na stoliku i powiedział- Zaraz wrócę, bo zapomniałem koperty.
Kiedy tylko się oddalił ona zerknęła na list i przeczytała:
Droga mamo i Drogi Tato!Przeczytałem Wasz list i jestem zawiedziony. Znów?! Myślicie, że chodzi mi tylko o jakieś święta? Czy wy w ogóle pamiętacie NAPRAWDĘ, że macie syna, czy to tylko dla was taka formalność, by napisać jakiejś osobie, że zostanie w Hogwarcie na święta? I dlaczego? Bo wy MUSICIE PRACOWAĆ! Myślicie, że pieniądze, czysta krew i rodzice, wysocy w randze pracownicy Ministerstwa Magii, wystarczy by być szczęśliwym dzieckiem? To się bardzo mylicie! To nie wszystko! Obecności rodziców nie da się zastąpić galeonami! Przyjęliście pod dach Syriusza, za to wam dziękuję, ale dom to nie tylko budynek! Jeśli zależy wam na własnym synu, to choć na trochę wyjdźcie z pracy, porozmawiajcie, spędźcie z nim czas. Uważajcie, bo przez pracę możecie zapomnieć, że macie syna. Wyrwijcie się ze szponów bogactwa, bo możecie go stracić.
WASZ SYN JAMESPo co przeczytała kompletnie ją zszokowało. Współczuła Jamesowi. Nigdy by nie chciała mieć takich rodziców, którzy myślą, że pieniądze dają dziecku większe szczęście niż obecność ich samych.
W tym momencie wszedł Rogacz z zaciętą miną i kopertą w ręce.
Spojrzał na nią i na list. Z jej miny najwyraźniej wyczytał wszystko.
Westchnął i usiadł.
- Czytałaś?- zapytał, ale w jego głosie nie było ani nuty złości.
- Nie gniewasz się?- zapytała z niepokojem
- Nie- spojrzał na nią- Lily? Myślisz, że przesadziłem?
- Nie wiem. Nie znam twoich rodziców.
Ponownie westchnął i podniósł się.
- Idę to wysłać- powiedział smętnie.
- Pójdę z tobą. I tak nie mam nic do roboty.
- Jak chcesz.
Wyszli i w milczeniu skierowali się do sowiarni, gdzie James przywiązał list do Hugona, jego sowy śnieżnej.
Stanął i spojrzał na nią tak, że aż nogi się pod nią ugięły i zatopiła się w jego oczach.
- Przepraszam- powiedział, a kiedy uniosła brew zaskoczona dodał- że popsułem ci poranek.
- Nic się nie stało, w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
- Taaak... Dziękuję - uśmiechnął się szeroko, a Lily ciesząc się, że poprawił mu się humor, odpowiedziała tym samym.
- Wiesz - zerknął na zegarek - Za 5 minut śniadanie. Chodźmy już
- I w o wiele lepszych nastrojach i rozmawiając na różne tematy, co chwila wybuchając śmieche, weszli do WS, gdzie zobaczyli resztę siedzącą zaspaną nad swoim śniadaniem.
- Cześć chłopaki. Cześć dziewczyny. - rzuciła do nich
- Cześć wam- powiedział krótko okularnik
- Hej -odpowiedzieli im chórem
- Rogaś? Coś ty dziś tak wcześnie wstałeś?- zapytał Syriusz, patrząc podejrzliwie na przyjaciela
- Przyszła sowa od rodziców. Zostaję na święta. Musiałem im odpowiedzieć- rzekł wymijająco
- Och... To z nas pewnie tylko ty zostaniesz- spojrzał na niego współczująco Remus
- Trudno Lunio. Tylko do licha, po co mi to mówią we wrześniu?- zapytał, nie oczekując odpowiedzi
- Dobra chodź James. Bo nas Filch wreszcie nie wypuści- powiedziała Evans, kiedy zjedli śniadanie
Wszyscy spojrzeli na nich ze zdziwieniem i nutą podejrzliwości.
- Nie patrzcie tak. To nie jest randka- rzucił szukający, a wszyscy się zawstydzili i kontynuowali śniadanie.
Zaśmiali się z nich, a Łapa spojrzał na nich z oburzeniem.
Wyszli z WS, przeszli przez kontrolę u woźnego i ruszyli drogą prowadzącą do wioski.
- Wiesz. Zawsze się zastanawiałam, skąd się wzięły wasze przezwiska- zaczęła rozmowę
- Nie mogę powiedzieć- uciął temat
- Ale dlaczego? -brnęła dalej
- Boo...- spojrzał na nią- Chyba nie chcesz nas wpakować do Azkabanu, prawda?- zapytał patrząc na nią ze strachem
- Nie! No coś ty?-zaskoczyła się taką odpowiedzią
- No, więc nie pytaj. Kiedyś ci może powiem. Kiedyś. Ale nie teraz. Nie jutro.
A więc zaczęli rozmawiać o czymś innym. Jednak ona nadal była bardzo ciekawa. Co Huncwoci mogli zrobić, że James pyta czy chce ich wpakować do Azkabanu- więzienia dla czarodziejów, gdzie więźniów strzegą najbardziej odrażające stworzenia, jakie mogą istnieć- dementorzy?
Przez cały wypad do Hogsmead bardzo się zbliżyła do Rogacza. Co więcej. Stwierdziła, że on jej się... podoba (?!). Ani razu nie wyzwała go od napuszałych kretynów, co najwyraźniej przyniosło mu ulgę. Jej też to pasowało. Nigdy wcześniej nie pomyślała by o nim jako normalnym chłopaku. James zdawał się być o wiele bardziej dojrzalszym niż się wydawało.
- Lily? -spytał nagle, kiedy siedzieli w Trzech Miotłach
- Hm?
- Myślisz, że mam jeszcze jakieś szanse u ciebie?
Spojrzała na niego, spodziewając się ujrzeć, że żartuje, ale w jego oczach dostrzegła całkowitą prawdę.
- Hm. No, nie wiem. Myślę, że mógłbyś mieć szanse, ale musisz się postarać- odparłam szczerze
- Zrobię co w mojej mocy!- rozpromienił się cały i puścił do niej oczko- Idziemy się przejść? Znam świetne miejsce.
- Jasne.
I ruszyli z baru w stronę końca wioski.
Nie zwracali uwagi na to, że robi się późno i są jedynymi uczniami Hogwartu, którzy jeszcze nie wrócili.
- Jesteśmy- powiedział z uśmiechem Rogacz.
Aż zaniemówiła z wrażenia jak zobaczyła gdzie dotarli.
Znajdowali się na małej polance, gdzie pośrodku płynął magiczny strumyk, obok którego stała ławeczka. Wszędzie były piękne kwiaty, a po drugiej stronie strumyka leżały dwie skały przypominające serca.
- Ach...- westchnęła z podziwem- Skąd znasz to miejsce?
- Huncwocka tajemnica- uśmiechnął się rozbrajająco.
Usiedli na ławeczce obok siebie i wpatrzyli się w szumiący strumyk.
Spojrzała na niego, a ich spojrzenia się spotkały. Byli coraz bliżej siebie. Aż wreszcie... Ich usta złączyły się w pocałunku.
Było jej tak przyjemnie, że zamknęła oczy i oddała się tej cudownej chwili. Pomyślała, że to najpiękniejszy dzień w jej życiu, kiedy nagle ciszę rozdarł przeraźliwy krzyk kobiety. Wstali jak oparzeni. I oto tak najpiękniejszy dzień zmienił się w piekło.
- Lily, zostań tu i załóż to!- mówił szybko i z plecaka wyciągnął srebrną tkaninę- To peleryna niewidka. Uważaj na siebie- cmoknął ją osłupiałą w policzek i pobiegł w stronę, skąd dobiegał krzyk.
- Ale James! Nie możesz iść sam!- krzyknęła do niego, ale ten nie słyszał już.
Założyła pelerynę i pobiegła za nim. Jednak droga prowadziła przez las i się zgubiła.
Rozpaczliwie szukała drogi powrotnej. Przecież nie może tak bezczynnie tutaj biegać, a nie wiadomo, co się dzieje z Jamesem. Ale dopiero po oko. 30 min znalazła dróżkę, którą szli na polanę.
Puściła się biegiem do wioski. Zaczęło się już ściemniać.
Pobiegła wzdłuż wioski. Kiedy dotarła na miejsce zdarzenia,aż stanęła jak wryta.
Na środku ulicy stał mężczyzna, a obok niego klęczała kobieta, która płakała z jakimś chłopakiem w ramionach. A tym chłopakiem był... Rogacz.
Podbiegła tam natychmiast.
- Co się stało?- zapytała przerażona
- Sami nie wiemy. Dostaliśmy od niego wiadomość, żebyśmy szybko przybyli, a kiedy dotarliśmy, on leżał nieprzytomny i dziwnie wycieńczony- powiedział załamującym się głosem mężczyzna.
- Państwo są jego rodzicami prawda? - zapytała cała blada na twarzy
- Tak. Zaraz przybędzie ktoś ze Świętego Munga, bo widać, że skrzydło szpitalne mu nie pomoże- odpowiedziała jej kobieta cała zapłakana
- Ale nic mu nie będzie?- szepnęła Lily
- Miejmy nadzieję- mruknął pan Potter- Lepiej wróć do zamku.
Kiwnęła głową i udała się do zamku.
Kiedy dotarła, nie wytrzymała i rozpłakała się. Było tak pięknie, więc dlaczego? A właściwie co się tam stało? Czy to coś poważnego? Oby nie, bo nie wybacz sobie, tego, że pobiegł tam sam.
Przeszła przez dziurę za portretem cała zapłakana. Cały Gryffindor spojrzał na nią zaskoczony. Lecz ona wypatrzyła swoich przyjaciół i padła w ramiona Kate.
-O Boże! Lilka, co się stało? Gdzie masz Jamesa?- zapytała Dorcas zdziwiona, reszta spojrzała na nią pytająco
- O-o-o-n-n-n... Jame-e-e-s-s... je-e-e-st-t w Mungu- wyjąkała przez łzy
- CO?- zawołali wszyscy chórem z przerażeniem
- No bo my siedzieliśmy sobie i...no rozmawialiśmy- tu się zaczerwieniła- i nagle ktoś krzyknął i on dał mi swoją pelerynę niewidkę, kazał mi założyć i zostać tam, a sam pobiegł w tamtą stronę. Ja pobiegłam za nim, ale się zgubiłam, a jak dotarłam, to on był nieprzytomny. Byli tam jego rodzice, ale oni też nie wiedzieli, co się stało- wyjaśniła im i zaległa cisza
- Teraz jest już późno, ale jutro musimy iść do Dumbledora po świstoklik i przenieść się do Munga- powiedział Syriusz, przerywając ciszę. Był jak wszyscy bardzo blady
- Ale ja nie zasnę, nie wiedząc co z nim- mruknął Remus
- Racja. Idziemy teraz- powiedziała Ruda, a reszta jej zawtórowała
Tak więc wszyscy udali się do gabinetu dyrektora.
- Yyyy... A znacie hasło?- zapytała Ann, kiedy stanęli przed kamienną chimerą.
- Oczywiście- odparł Syriusz- Kremowe piwo
Chimera odskoczyła, a oni weszli po spiralnych schodach i zapukali w wielkie drewniane drzwi.
- Proszę!- usłyszeli głos dyrektora
Weszli do okrągłego gabinetu, w którym było pełno jakiś magicznych instrumentów. Ruszyli w stronę dużego biurka, za którym zasiadał Albus Dumbledore, staruszek z długą, białą brodą, przyglądającego im się zza okularów-połówek.
- Panie profesorze, bo my... - zaczął Lunatyk
- Chcieliście zobaczyć się z Jamesem?- przerwał mu dyrektor
- No... Tak- odpowiedzieliśmy mu
- Rozumiem. Ale nie wolelibyście odwiedzić go rano?- a kiedy potrząsnęli głowami dodał- No dobrze, macie tu świstoklik. Nie siedźcie tam za długo- mówiąc to, wyciągnął stary, wyszczerbiony kubek i stuknął w niego różdżką
Dotknęli jednocześnie kubka i wylądowali w sali recepcyjnej w szpitalu. Podeszli natychmiast do recepcjonistki
- My do Jamesa Pottera. Gdzie on leży?
- W sali nr 21 u uzdrowiciela Hernuesa.
- Dziękujemy!- odpowiedzieliśmy i pobiegliśmy do schodów
Znaleźliśmy odpowiednią salę i weszliśmy do niej. Było w niej jedno łóżko, na którym leżał Rogacz.
- Co z nim?- zapytała Lily uzdrowiciela
- Nie najlepiej. Mam przykrą wiadomość. A mianowicie zapadł w głęboką śpiączkę, z której może nie obudzić się przez długi czas.
- Ale obudzi się??- szepnęła z przerażeniem Evans
- Miejmy nadzieję. Bardzo wycieńczył organizm. Dziwne, że w ogóle przeżył.
A więc przesiedzieliśmy godzinę w milczeniu i złapali za kubek. Powrócili do Hogwartu, gdzie z gabinetu udali się do PW, a później nadal w milczeniu poszli do swoich dormitoriów.
Wszyscy choć przerażeni, zastanawiali się, co mogło się tam stać.
*******************************************************************************
Hej wam ;)
Oto mój rozdział ;) Mam nadzieję, że się podoba :)
3 rozdział już mam, ale nie wiem czy znajdę czas na wpisanie go. Lecz mam nadzieję, że poczekacie ;)
Jeśli przeczytaliście zostawcie po sobie komentarz! To one dodają mi weny i chęci ;)
Pozdro ! ;*
//Rogaczka
sobota, 26 września 2015
1.Powrót do Hogwartu.
Lily ruszyła dalej poszukując wzrokiem swoich przyjaciółek. Ledwo przeszła przez białą parę rozległ się pisk:
-Lilka!
Ostatnie co zobaczyła zanim została powalona na ziemię to burzę blond loków.
-Też się ciesze Kate. -powiedziała rozbawiona- ale czy mogę już wstać?
-O tak, sorryy. - zachichotała Willowes.
Dziewczyny weszły do pociągu aby odszukać Dorcas, Ann i Huncwotów.
Znalazły ich prawie na samym końcu pociągu. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Czarnowłosa Ann rozmawiała wniebowzięta z Remusem, Syriusz ponuro wpatrywał się w okno pod spojrzeniem Dorcas, a Peter opychał się słodyczami.
Ich wejście zauważył tylko James, który dotychczas czyścił swoją miotłę. Jego orzechowe oczy rozpromieniły się na widok Evans.
- Cześć wszystkim! -rzuciła wesoło próbując zignorować fakt, że na widok szukającego drgnęło jej serce
- Cześć! -odpowiedzieli mi wszyscy.
Kate usiadła obok Glizdogona więc była zmuszona usiąść na przeciwko Rogacza.
-Jak wakacje Lily? -usłyszała jego ciepły głos.
Wzruszyła tylko ramionami i zachmurzyła się.
Prawie całe wakacje spędziła na płakaniu i rozpamiętywaniu byłej przyjaźni z Severusem. Ona tak mu ufała. To on ją wprowadził w świat magii. To dzięki niemu poczuła się lepiej kiedy Petunia ją znienawidziła i zaczęła wyzywać od dziwolągów. Wciąż nie może uwierzyć, że straciła tak potrzebną jej osobę. Pięć lat się przyjaźnili, a wystarczyło jedno krótkie słowo by to wszystko zakończyć. Przecież nie kto inny jak Severus zarzekł się iż to, że ktoś pochodzi z rodziny mugoli nie ma najmniejszego znaczenia.
Kilka łez spłynęło po jej policzku. Tak bardzo się na nim zawiodła. Stop! Nie! Przecież nie będzie się znów rozklejać. Nie tu. Nie przy wszystkich, a już zwłaszcza nie przy Potterze, który patrzyła na nią z troską.
Mimowolnie spojrzała na niego, a wtedy ich spojrzenia się spotkały. Lily nie mogła oderwać wzroku od tych pięknych, brązowych oczu. Patrzyli sobie tak w oczy, a ona doszła do wniosku, że Rogacz jest bardzo przystojny. To jego wysportowane ciało, rozczochrane, kruczoczarne włosy, które dodawały jemu uroku, oczy patrzące na nią z takim ciepłem...
Co?! Nie! Stop, stop, stop! Przecież to Potter. Ten sam napuszały kretyn co w pierwszej klasie. Ale czy na pewno taki sam?
Uśmiechną się do niej, a kiedy ona niepewnie odwzajemniła ten uśmiech serce zabiło jej szybciej.
Rozejrzała się po przedziale.
Remus. Peter i dziewczyny rozmawiali ze sobą, a Syriusz nadal wpatrywał się uparcie w okno.
- Co się stało? -zapytała Jamesa przyglądając się uważnie Łapie.
Szukający westchnął.
- Ech. Co tu dużo gadać. Dwa tygodnie temu dał drapaka z domu. Odszedł po awanturze jaką zrobiła mu matka kiedy nie chciał się ożenić po Hogwarcie z dziewczyną czystej krwi, którą jemu wyrała. Wczoraj wieczorem przysłała mu list. Napisał, że go wydziedziczyła- wyjaśnił ze współczuciem patrząc na przyjaciela.
- To gdzie on mieszka?- szepnęła Lily
- U mnie- rzekł i spojrzał na nią z uśmiechem.
Tego się nie spodziewała. Wiedziała, że był wiernym przyjacielem, ale teraz utwierdziła się w przekonaniu iż Potter jest wspaniałym przyjacielem, którego rzadko zdarza się spotkać.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to co zrobił dla Syriusza było niczym w porównaniu do tego, jak pomógł Remusowi.
------------------------
Reszta podróży minęła w wesołej atmosferze. Syriusz wreszcie oderwał się od okna i zaczął zachowywać się normalnie, ale James zerkał na niego czujnie, bo Łapa chodź się śmiał jego oczy wyrażały ponurość.
Kiedy wreszcie wyszli na zatłoczony peron w Hogsmead usłyszeli znajomy głos:
- Pirwszoroczni do mnie!- był to głos ich przyjaciela Rubeusa- Hej! Wy tam! W porząsiu?!- zaołał w naszą stronę.
- W jak najlepszym!- odkrzyknął do niego James zanim tłum ludzi pociągną ich w stronę powozów.
Gdy dojechali na miejsce udali się do WS i zajęli miejsca przy stole Gryfonów.
Po przydziale pierwszoroczniaków do domów Albus Dumbledore wstał i rozłożył ręce jakby chciał objąć wszystkich w sali.
- Witam! Witam was na kolejnym roku w Hogwarcie- zaczął swoją przemowę ze swoim dobrodusznym uśmiechem- Informuję uczniów roku 1, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony, a jeśli nie wiecie dlaczego, zapytajcie panów Huncwotów.- tu rzucił spojrzenie szczerzącym się Lunatykowi, Glizdogonie, Łapie i Rogaczowi- Lista zakazów jest wywieszona na drzwiach biura pana Filcha. Chciałem także was poinformować o zmianie w gronie nauczycieli. Jak wiecie w czerwcu zmarł nauczyciel OPCM, a jego miejsce zajmie profesor Mark Potter.
Oczy przyjaciół Jamesa zrobiły się okrągłe, a on sam ryknął na całą salę:
- Brawo wujku! - i rozległ się głośny aplauz całej szkoły.
Profesor Potter uśmiechnął się szeroko i skinął głową w stronę bratanka.
- Dobrze. Jeszcze tylko jedna sprawa.- kontynuował dyrektor kiedy sala ucichła- Z racji, że jutro jest sobota i chcę żebyście do końca wykorzystali wolny czas, uczniowie od klasy 3 będą mogli odwiedzić Hogsmead. A teraz wsuwajcie. Smacznego!- zakończył swoją przemowę i usiadł, a na złotych półmiskach pojawiły się potrawy.
- Nie mówiłeś, że twój wujek został nauczycielem.- zaczął rozmowę oburzonym tonem Syriusz.
- Bo sam nie wiedziałem.- wzruszył ramionami i zajął się jedzeniem.
Po uczcie, kiedy kierowali się w stronę PW szepnął jej do ucha:
- Lily możemy porozmawiać?
-Co? Och... Jasne James.
Odłączyliśmy od reszty i weszliśmy do jakiejś starej, nieużywanej klasy.
- No więc słucham. O czym chciałeś porozmawiać?
- Hm. Powiedz mi że, jak nie próbuję się z tobą umówić, całkiem przyjemnie się ze mną rozmawia.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- No... Nawet... da się wytrzymać- odparła zastanawiając się do czego on dąży.
- Więc czy nie moglibyśmy zostać przyjaciółmi? Znaczy.. ja zawsze będę miał nadzieję, ale chyba lepiej jak mogę normalnie z tobą pogadać niż jak na każde moje słowo patrzysz na mnie jak na robaka. - powiedział z lekkim wyrzutem.
Zastanowiła się. W sumie on mimo wszystko był dla mnie ogromnym wsparciem jak rozczarowała się Snapem. Na wspomnienie jego pocieszenia uśmiechnęła się w duchu.
"...Wbiegłam do zamku. Oczy miałam pełne łez. Nie. To nie może być prawda. Nie Severus. Jak on mógł oszukiwać ją, że dla niego nie ma znaczenia jej pochodzenie. Zaufała mu przecież.
To wszystko przez Pottera! Gdyby nie on nigdy by się to wszystko nie wydarzyło! Chociaż... Czy to jego wina, że Sev ją tak nazwał? Może gdyby nie to zdarzenie nigdy by się nie dowiedziała kim tak naprawdę jest dla własnego "przyjaciela".
Wpadłam do pierwszej klasy jaka jej się nawinęłam, usiadłam na ławce, podciągnęłam nogi i rozpłakałam się na dobre. Po niecałej minucie do klasy ktoś wszedł, usiadł obok mnie i przytulił. Było mi tak dobrze w tych mocnych ramionach, że po dwóch minutach przestałam płakać.
- Wszystko będzie dobrze. On nie zasługuje na to, żebyś była smutna z jego powodu. -rozległ się uspakajający, miękki, męski głos. Oderwałam się od niego.
- Co ty tu robisz?- zapytałam zachrypniętym głosem zaskoczona.
Spojrzała na niego i utonęła w tych orzechowych tęczówkach patrzących na nią z troską.- Spokojnie- szepnął i znów przytulił. Tym razem wtuliłam się w niego i powoli się uspokajałam. Aż wreszcie zasnęłam spokojna w jego ramionach...
- Noo... Możemy spróbować- odpowiedziała po namyśle i uśmiechnęła się.
- Świetnie! Dziękuję!- zawołał uradowany Rogacz i przytulił ją. Znów poczuła ten błogi spokój.
- Lily? Może pójdziesz jutro ze mną do wioski?- zapytał ostrożnie, a kiedy spojrzała na niego chcąc się zgodzić, dodał jakby stwierdził, że ją uraził- Jako przyjaciele. Nie na randkę. No bo wiesz, Łapa idzie z Dor, Luniek z Ann, Kate idzie z jakimś Krukonem, a ja nie mam zamiaru spędzić całego dnia w Miodowym Królestwie z Glizdkiem.
- Jasne.
Do PW poszli szczęśliwi i ciągle się z czegoś śmiejąc. W taki nastroju przeszli przez dziurę w portrecie i nie zważając na zdziwione spojrzenia Gryfonów, udali się do swoich dormitoriów.
Kiedy Ruda weszła do swojego, nie było jeszcze w nim nikogo.
Radosna położyła się z myślą, ze ten rok będzie lepszy.
Nie wiedziała jednak, ile jutrzejszy dzień przyniesie jej bólu...
*********************************************************************************
Hej :*
Oto 1 rozdział trochę później niż się spodziewałam, bo musiałam poukładać sobie wszystko :)
Trochę taki nijaki jest, ale nie chciałam w pierwszym rozdziale pchać nie wiadomo ile. A tak to wyjaśniłam kilka najważniejszych spraw i możecie się mniej więcej zorientować w sytuacji.
2 rozdział będzie zdecydowanie ciekawszy na co wskazuje ostatnie zdanie :D
Ale mimo wszystko mam nadzieję, że się podobało :)
Jeśli przeczytaliście zostawicie po sobie proszę jakiś ślad :)
Pozdrawiam :*
Rogaczka
-Lilka!
Ostatnie co zobaczyła zanim została powalona na ziemię to burzę blond loków.
-Też się ciesze Kate. -powiedziała rozbawiona- ale czy mogę już wstać?
-O tak, sorryy. - zachichotała Willowes.
Dziewczyny weszły do pociągu aby odszukać Dorcas, Ann i Huncwotów.
Znalazły ich prawie na samym końcu pociągu. Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Czarnowłosa Ann rozmawiała wniebowzięta z Remusem, Syriusz ponuro wpatrywał się w okno pod spojrzeniem Dorcas, a Peter opychał się słodyczami.
Ich wejście zauważył tylko James, który dotychczas czyścił swoją miotłę. Jego orzechowe oczy rozpromieniły się na widok Evans.
- Cześć wszystkim! -rzuciła wesoło próbując zignorować fakt, że na widok szukającego drgnęło jej serce
- Cześć! -odpowiedzieli mi wszyscy.
Kate usiadła obok Glizdogona więc była zmuszona usiąść na przeciwko Rogacza.
-Jak wakacje Lily? -usłyszała jego ciepły głos.
Wzruszyła tylko ramionami i zachmurzyła się.
Prawie całe wakacje spędziła na płakaniu i rozpamiętywaniu byłej przyjaźni z Severusem. Ona tak mu ufała. To on ją wprowadził w świat magii. To dzięki niemu poczuła się lepiej kiedy Petunia ją znienawidziła i zaczęła wyzywać od dziwolągów. Wciąż nie może uwierzyć, że straciła tak potrzebną jej osobę. Pięć lat się przyjaźnili, a wystarczyło jedno krótkie słowo by to wszystko zakończyć. Przecież nie kto inny jak Severus zarzekł się iż to, że ktoś pochodzi z rodziny mugoli nie ma najmniejszego znaczenia.
Kilka łez spłynęło po jej policzku. Tak bardzo się na nim zawiodła. Stop! Nie! Przecież nie będzie się znów rozklejać. Nie tu. Nie przy wszystkich, a już zwłaszcza nie przy Potterze, który patrzyła na nią z troską.
Mimowolnie spojrzała na niego, a wtedy ich spojrzenia się spotkały. Lily nie mogła oderwać wzroku od tych pięknych, brązowych oczu. Patrzyli sobie tak w oczy, a ona doszła do wniosku, że Rogacz jest bardzo przystojny. To jego wysportowane ciało, rozczochrane, kruczoczarne włosy, które dodawały jemu uroku, oczy patrzące na nią z takim ciepłem...
Co?! Nie! Stop, stop, stop! Przecież to Potter. Ten sam napuszały kretyn co w pierwszej klasie. Ale czy na pewno taki sam?
Uśmiechną się do niej, a kiedy ona niepewnie odwzajemniła ten uśmiech serce zabiło jej szybciej.
Rozejrzała się po przedziale.
Remus. Peter i dziewczyny rozmawiali ze sobą, a Syriusz nadal wpatrywał się uparcie w okno.
- Co się stało? -zapytała Jamesa przyglądając się uważnie Łapie.
Szukający westchnął.
- Ech. Co tu dużo gadać. Dwa tygodnie temu dał drapaka z domu. Odszedł po awanturze jaką zrobiła mu matka kiedy nie chciał się ożenić po Hogwarcie z dziewczyną czystej krwi, którą jemu wyrała. Wczoraj wieczorem przysłała mu list. Napisał, że go wydziedziczyła- wyjaśnił ze współczuciem patrząc na przyjaciela.
- To gdzie on mieszka?- szepnęła Lily
- U mnie- rzekł i spojrzał na nią z uśmiechem.
Tego się nie spodziewała. Wiedziała, że był wiernym przyjacielem, ale teraz utwierdziła się w przekonaniu iż Potter jest wspaniałym przyjacielem, którego rzadko zdarza się spotkać.
Wtedy jeszcze nie wiedziała, że to co zrobił dla Syriusza było niczym w porównaniu do tego, jak pomógł Remusowi.
------------------------
Reszta podróży minęła w wesołej atmosferze. Syriusz wreszcie oderwał się od okna i zaczął zachowywać się normalnie, ale James zerkał na niego czujnie, bo Łapa chodź się śmiał jego oczy wyrażały ponurość.
Kiedy wreszcie wyszli na zatłoczony peron w Hogsmead usłyszeli znajomy głos:
- Pirwszoroczni do mnie!- był to głos ich przyjaciela Rubeusa- Hej! Wy tam! W porząsiu?!- zaołał w naszą stronę.
- W jak najlepszym!- odkrzyknął do niego James zanim tłum ludzi pociągną ich w stronę powozów.
Gdy dojechali na miejsce udali się do WS i zajęli miejsca przy stole Gryfonów.
Po przydziale pierwszoroczniaków do domów Albus Dumbledore wstał i rozłożył ręce jakby chciał objąć wszystkich w sali.
- Witam! Witam was na kolejnym roku w Hogwarcie- zaczął swoją przemowę ze swoim dobrodusznym uśmiechem- Informuję uczniów roku 1, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony, a jeśli nie wiecie dlaczego, zapytajcie panów Huncwotów.- tu rzucił spojrzenie szczerzącym się Lunatykowi, Glizdogonie, Łapie i Rogaczowi- Lista zakazów jest wywieszona na drzwiach biura pana Filcha. Chciałem także was poinformować o zmianie w gronie nauczycieli. Jak wiecie w czerwcu zmarł nauczyciel OPCM, a jego miejsce zajmie profesor Mark Potter.
Oczy przyjaciół Jamesa zrobiły się okrągłe, a on sam ryknął na całą salę:
- Brawo wujku! - i rozległ się głośny aplauz całej szkoły.
Profesor Potter uśmiechnął się szeroko i skinął głową w stronę bratanka.
- Dobrze. Jeszcze tylko jedna sprawa.- kontynuował dyrektor kiedy sala ucichła- Z racji, że jutro jest sobota i chcę żebyście do końca wykorzystali wolny czas, uczniowie od klasy 3 będą mogli odwiedzić Hogsmead. A teraz wsuwajcie. Smacznego!- zakończył swoją przemowę i usiadł, a na złotych półmiskach pojawiły się potrawy.
- Nie mówiłeś, że twój wujek został nauczycielem.- zaczął rozmowę oburzonym tonem Syriusz.
- Bo sam nie wiedziałem.- wzruszył ramionami i zajął się jedzeniem.
Po uczcie, kiedy kierowali się w stronę PW szepnął jej do ucha:
- Lily możemy porozmawiać?
-Co? Och... Jasne James.
Odłączyliśmy od reszty i weszliśmy do jakiejś starej, nieużywanej klasy.
- No więc słucham. O czym chciałeś porozmawiać?
- Hm. Powiedz mi że, jak nie próbuję się z tobą umówić, całkiem przyjemnie się ze mną rozmawia.
Spojrzała na niego zaskoczona.
- No... Nawet... da się wytrzymać- odparła zastanawiając się do czego on dąży.
- Więc czy nie moglibyśmy zostać przyjaciółmi? Znaczy.. ja zawsze będę miał nadzieję, ale chyba lepiej jak mogę normalnie z tobą pogadać niż jak na każde moje słowo patrzysz na mnie jak na robaka. - powiedział z lekkim wyrzutem.
Zastanowiła się. W sumie on mimo wszystko był dla mnie ogromnym wsparciem jak rozczarowała się Snapem. Na wspomnienie jego pocieszenia uśmiechnęła się w duchu.
"...Wbiegłam do zamku. Oczy miałam pełne łez. Nie. To nie może być prawda. Nie Severus. Jak on mógł oszukiwać ją, że dla niego nie ma znaczenia jej pochodzenie. Zaufała mu przecież.
To wszystko przez Pottera! Gdyby nie on nigdy by się to wszystko nie wydarzyło! Chociaż... Czy to jego wina, że Sev ją tak nazwał? Może gdyby nie to zdarzenie nigdy by się nie dowiedziała kim tak naprawdę jest dla własnego "przyjaciela".
Wpadłam do pierwszej klasy jaka jej się nawinęłam, usiadłam na ławce, podciągnęłam nogi i rozpłakałam się na dobre. Po niecałej minucie do klasy ktoś wszedł, usiadł obok mnie i przytulił. Było mi tak dobrze w tych mocnych ramionach, że po dwóch minutach przestałam płakać.
- Wszystko będzie dobrze. On nie zasługuje na to, żebyś była smutna z jego powodu. -rozległ się uspakajający, miękki, męski głos. Oderwałam się od niego.
- Co ty tu robisz?- zapytałam zachrypniętym głosem zaskoczona.
Spojrzała na niego i utonęła w tych orzechowych tęczówkach patrzących na nią z troską.- Spokojnie- szepnął i znów przytulił. Tym razem wtuliłam się w niego i powoli się uspokajałam. Aż wreszcie zasnęłam spokojna w jego ramionach...
- Noo... Możemy spróbować- odpowiedziała po namyśle i uśmiechnęła się.
- Świetnie! Dziękuję!- zawołał uradowany Rogacz i przytulił ją. Znów poczuła ten błogi spokój.
- Lily? Może pójdziesz jutro ze mną do wioski?- zapytał ostrożnie, a kiedy spojrzała na niego chcąc się zgodzić, dodał jakby stwierdził, że ją uraził- Jako przyjaciele. Nie na randkę. No bo wiesz, Łapa idzie z Dor, Luniek z Ann, Kate idzie z jakimś Krukonem, a ja nie mam zamiaru spędzić całego dnia w Miodowym Królestwie z Glizdkiem.
- Jasne.
Do PW poszli szczęśliwi i ciągle się z czegoś śmiejąc. W taki nastroju przeszli przez dziurę w portrecie i nie zważając na zdziwione spojrzenia Gryfonów, udali się do swoich dormitoriów.
Kiedy Ruda weszła do swojego, nie było jeszcze w nim nikogo.
Radosna położyła się z myślą, ze ten rok będzie lepszy.
Nie wiedziała jednak, ile jutrzejszy dzień przyniesie jej bólu...
*********************************************************************************
Hej :*
Oto 1 rozdział trochę później niż się spodziewałam, bo musiałam poukładać sobie wszystko :)
Trochę taki nijaki jest, ale nie chciałam w pierwszym rozdziale pchać nie wiadomo ile. A tak to wyjaśniłam kilka najważniejszych spraw i możecie się mniej więcej zorientować w sytuacji.
2 rozdział będzie zdecydowanie ciekawszy na co wskazuje ostatnie zdanie :D
Ale mimo wszystko mam nadzieję, że się podobało :)
Jeśli przeczytaliście zostawicie po sobie proszę jakiś ślad :)
Pozdrawiam :*
Rogaczka
środa, 16 września 2015
PROLOG :)
1 września 1976r.
Był piękny, letni dzień. Pewna rudowłosa dziewczyna obudziła się w blasku słońca, które świeciło jej w twarz. Lily spojrzała swoimi zielonymi oczami na zegarek. Była już 9:02. Wtedy sobie przypomniała. Dziś jedzie z powrotem do Hogwartu!
Ledwo sobie to uświadomiła, rozległ się głos Julii Evans:
- Lily! Wstawaj bo się spóźnisz na pociąg!
Ruda wstała, umyła się, ubrała i zeszła na dół na śniadanie
Godzinę później
Lily wysiadła z samochodu i wraz z rodzicami udała się do przejścia między peronem 9 i 10. Przyzwyczaiła się już do tego, że Petunia jej nienawidzi, ale było jej przykro, że nawet się z nią nie pożegnała. Była także smutna, ponieważ niedawno straciła swojego przyjaciela Severusa.
Pożegnała się z rodzicami i przeszła do świata magii. Pierwsze co ujrzała to białą parę buchającą z expresu Londyn-Hogwart.
Widząc tłum ludzi zdała sobie sprawę jak bardzo tęskniła za magią. Stęskniła się za swoimi przyjaciółmi: Dorcas, Ann, Kate oraz Syriuszem, Peterem i Remusem, a także za Jamesem do którego ostatnio zmieniła nastawienie.
Taak... Wakacje są fajne. Ale jednak Hogwart to coś innego.
*****************************************************************************
Hej :)
Oto prolog. Mam nadzieję, że się podobało. Jest krótki, ale to tylko wstęp :) Postaram się niedługo napisać 1 rozdział. Powiedzcie co sądzicie o prologu. Coś zmienić?
Pozdrawiam,
Rogaczka
Był piękny, letni dzień. Pewna rudowłosa dziewczyna obudziła się w blasku słońca, które świeciło jej w twarz. Lily spojrzała swoimi zielonymi oczami na zegarek. Była już 9:02. Wtedy sobie przypomniała. Dziś jedzie z powrotem do Hogwartu!
Ledwo sobie to uświadomiła, rozległ się głos Julii Evans:
- Lily! Wstawaj bo się spóźnisz na pociąg!
Ruda wstała, umyła się, ubrała i zeszła na dół na śniadanie
Godzinę później
Lily wysiadła z samochodu i wraz z rodzicami udała się do przejścia między peronem 9 i 10. Przyzwyczaiła się już do tego, że Petunia jej nienawidzi, ale było jej przykro, że nawet się z nią nie pożegnała. Była także smutna, ponieważ niedawno straciła swojego przyjaciela Severusa.
Pożegnała się z rodzicami i przeszła do świata magii. Pierwsze co ujrzała to białą parę buchającą z expresu Londyn-Hogwart.
Widząc tłum ludzi zdała sobie sprawę jak bardzo tęskniła za magią. Stęskniła się za swoimi przyjaciółmi: Dorcas, Ann, Kate oraz Syriuszem, Peterem i Remusem, a także za Jamesem do którego ostatnio zmieniła nastawienie.
Taak... Wakacje są fajne. Ale jednak Hogwart to coś innego.
*****************************************************************************
Hej :)
Oto prolog. Mam nadzieję, że się podobało. Jest krótki, ale to tylko wstęp :) Postaram się niedługo napisać 1 rozdział. Powiedzcie co sądzicie o prologu. Coś zmienić?
Pozdrawiam,
Rogaczka
Subskrybuj:
Posty (Atom)