sobota, 19 marca 2016

8. Rozczarowania czas.

...Wrota do sali otwarły się z hukiem i stanął w nich Rogacz z kpiącym uśmiechem na twarzy. Rozejrzał się z wyższością po sali udając zdziwienie.
- No co? Nie widzieliście nigdy takiego przystojniaka co?- zarechotał.
Ale nikt mu nie odpowiedział. Każdy był w zbyt dużym szoku.
Ten tylko jeszcze raz roześmiał się z ich min i podszedł do stołu Gryfonów. Patrzył na nich z obrzydzeniem, które jednak szybko zamaskował pamiętając o swoim zadaniu. Usiadł obok "swojej" paczki i wyszczerzył do nich zęby.
- No hej.
- Heeej?- zapytał Syriusz.
- No wiesz. To takie słowo na przywitanie tępaku.
- Ej! Nie no rozumiem. Hej. Co ty tu robisz?- oburzył się Łapa.
- No nie wiem. Pewnie się tu uczę. A co można robić w szkole?- powiedział z ironią.
- No, bo wiesz... My wszyscy myśleliśmy, że ty...bo twoi rodzice zabici...ciebie nie było...- zaczęła się tłumaczyć czerwona Dorcas.
- I?
- Myśleliśmy, że zostałeś porwany!
- Co? Hahahaha!- zaczął się śmiać, ale jego oczy pozostały chłodne.
- To twoi rodzice żyją?- zdumiał się Remus.
- Nie- odpowiedział z obrzydliwym uśmiechem.

- Tak nam przykro James- szepnęła Lily.
- Czemu wam przykro? Nie będę płakać przecież po zdrajcach krwi- zdziwił się nie świadom ciszy na sali, która nadal trwała od jego przybycia, a teraz zamieniła się wręcz w grobową.
Przyjaciele wytrzeszczyli na niego oczy. Nie mogli zrozumieć jego zachowania. Przecież nigdy taki nie był. Zawsze mimo wszystko kochał swoich rodziców. A przede wszystkim nigdy nie oceniał w ten sposób żadnego człowieka. Określenie "zdrajca krwi" było oblegą godną Ślizgona, a nie Jamesa Pottera, odważnego Gryfona.
- Co ty mówisz?- zdenerwowała się Lily.
Dziewczyna spodziewała się tego po wszystkich, ale nie po przyjacielu. Choć tak naprawdę jeden raz się zawiodła...
- Mówię, że nie ma co żałować takich jak oni, bo kto się zadaje ze szlamami?- zaśmiał się okrutnie- O nie... Przecież ja też się z nimi zadaję... O zgrozo- wydawał się być przerażony tą myślą.
- Nie! Stary, teraz to przesadziłeś!- zdenerwował się Black i wstał z ławki celując w niego różdżką.
- Ja? Ja nigdy nie przesadzam. A ty wcale nie jesteś lepszy. Jak ja mogłem się zadawać ze szlamą, zdrajcą krwi, potworem, tłustym debilu, molem książkowym i dwoma pustymi laleczkami- otworzył szeroko oczy jakby do niego dotarła bardzo ważna rzecz.
- Ty...cholerny idioto!- wykrzyknął Syriusz, bo reszta nie była w stanie zareagować jakkolwiek.
- Spójrz lepiej na siebie. Mogłeś mieć tak wiele. Mogłeś mieć łaskę Czarnego Pana. Mogłeś mu godnie służyć. Ale nie... Ty wolisz szlamy. Czeka cię śmierć. prędzej czy później. Zostaniesz zabity jak jakaś zwykła szlama czy mugol. Przemyśl sobie jeszcze wszystko. Tylko nie jestem pewny czy Czarny Pan cię przyjmie z otwartymi ramionami. Wątpię- wzruszył ramionami.
- Jim! Dobrze, że jesteś!!!- usłyszeli krzyk dziewczyny, która właśnie do niego biegła.
Była nikim innym jak Cellisą Bartneys
- O tak. Cześć Cel. Chodźmy już lepiej, bo pobrudzę się szlamem- uśmiechnął się szeroko i teatralnie wzdrygnął, po czym oboje wyszli z sali.

- Minerwo. Na razie nie zbliżajmy Jamesa do Zakonu. Musimy wszystko wyjaśnić. Nie pasuje mi to.
- Mi też Albusie- westchnęła nauczycielka.- Zauważyłeś, że nie ma pierścienia?
- Tak. Mam pewne podejrzenie, że to pułapka.
- Ale jaka?
- Nie wiem- powiedział zrezygnowany dyrektor oddając się rozmyślaniom.

Ciemność. To jedyne co widział. Ból. To jedyne co czuł. Ciało. Odmówiło współpracy. Serce. Złamana na pół boleśnie krwawi. Dusza. Niespokojna o los najbliższych. Sumienie. Nie daje spokoju. Duma. Poniżona leży w kącie. Złość. Z każdą chwilą wzrasta. Życie. Wisi na włosku. Śmierć. Stoi tuż za nim.
Śmierciożercy postanowili mu utrudnić życie i pokazali wspomnienia jego fałszywej podobizny. Widział jak Syriusz we wszystko uwierzył. Jak on mógł chociaż pomyśleć, że on kiedykolwiek by coś takiego powiedział. Przecież są braćmi. Ale jednak. Zabolało. Widział jak Lily patrzy na niego ze wstrętem w oczach. Była taka smutna i rozczarowana. Zabolało. Każdy jego znajomy, wróg, nauczyciel czy nawet przyjaciel uwierzył w prawdziwość tego parszywego śmierciożercy, który niby był nim. Zabolało. Bardziej niż najgorsza klątwa jaką tu oberwał.
Czy już nigdy nie zobaczy zaufania u jego przyjaciół? Czy już nigdy w ogóle ich nie zobaczy?
Nie. James Potter nie bał się śmierci. Co to, to nie. Miał jeszcze trochę dumy. Bał się jedynie tego, że nie będzie mógł ochronić bliskich.
A jego rodzice...
Starał się o tym nie myśleć. Nie chciał dać się złamać. Nie może teraz płakać. Nie może być słaby. Musi ich pomścić.
Tylko jak może kogokolwiek pomścić leżąc na posadzce w jakimś lochu. Choć nie był związany nie miał siły się podnieść. Nie.
Przecież miał się nie poddawać.
Musi coś wymyślić.
Otworzył oczy i spojrzał w kierunku drzwi. Zerwał się na równe nogi ignorując ból i wyczerpanie. Drzwi były niedomknięte. Przez szparę do pomieszczenia przedarła się cieniutka łuna światła.
Podszedł ostrożnie i działając bez planu pociągnął delikatnie za klamkę powiększając szparkę o kilka cali. Zauważył, że za drzwiami rozciąga się oświetlony pochodniami korytarz na którym stał tyłem do niego śmierciożerca. Na końcu korytarza były schody prowadzące ku górze.
Nie mając nic do stracenia, otworzył cicho drzwi i zaatakował od tyłu strażnika. Ten niczego się nie spodziewając, nie zdążył nawet podnieść różdżki. Gdy James przygwoździł go do podłogi wypuścił ją. Jednym zwinnym ruchem chłopak podniósł ją i wycelował w czarną postać.
- Drętwota!- czerwony promień strzelił i strażnik znieruchomiał.
Szybko wbiegł po schodach i dotarł do wrot. Pchnął je i ze zdumieniem rozejrzał się wokół. Stał przed ogromnym domem w jakimś lesie. Żadnych strażników.
Postanowił nie tracić czasu i pobiegł przez las.
Z każdą minutą las gęstniał. Nie miał pojęcia gdzie jest. Biegł ile sił przed pół godziny. Nie miał pojęcia jak się mu udało ignorować ból, ale gdy wreszcie się zatrzymał padł na ziemię. Leżał tak kilka minut, aż spostrzegł, że ktoś mu się przygląda.
Przerażony szybko wstał i ściskając różdżkę śmierciożercy spojrzał na postać.
Nie, nie, nie. To nie była osoba. To był lew z głową kobiety strzegący jakiejś bramy.
Drogę zagrodził mu krwiożerczy sfinks.
********************************************************************************************************
Hej :)
Mam nadzieję, że nie wyszło aż tak tragicznie jak podejrzewałam.
Powiem tylko, że postanowiłam się spiąć i dodawać post w każdą sobotę późnym wieczorem :)
Tylko po za następną notką, którą nie wiem kiedy wstawię, bo nie będę miała zbytnio czasu.
Powtórzę swoją prośbę: Komentujcie!
Pozdrawiam,
wasza Rogaczka :)

W następnym rozdziale:
- problemy z fałszywym Jamesem Potterem
- "tor przeszkód"
- i co się dzieje w szeregach Czarnego Pana

3 komentarze:

  1. Kochana!
    Fantastyczny rozdział. Ale jestem zła na przyjaciół Jima, jak mogli w to uwierzyć!? Przecież ta sprawa śmierdzi z kilometra. On znosi katusze, cierpi, bo nie chce ich wydać,a oni żyją sobie spokojnie z myślą, że jest zwykłym Śmierciożercą. Brawo James! Uwolnił się, wiedziałam, że da sobie radę. Zuch chłopak.
    Pozdrawiam i z niecierpliwością oczekuję nexta!
    Ann Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana!
      U mnie nowy rozdział. Zapraszam.
      http://barwne-zycie-jamesa-pottera.blog.pl

      Usuń
  2. Droga Rogaczko!
    Cóż sądziłam, że James będzie się wtapiał w tło, żeby poszpiegować, ale jednak nie. :D
    Mam nadzieję, że Potter ucieknie. Ciekawe jak będzie wyglądać spotkanie ze Sfinksem ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń