środa, 23 marca 2016

9. Tor przeszkód.

Dlaczego jego życie się tak komplikuje? On nie ma czasu. Musi uciekać. Musi ratować przyjaciół od tego potwora-sobowtóra. Co z tego, że oni już go opuścili. On nie jest taki. Nigdy, przenigdy nie odwróci się od przyjaciół choćby musiał odczuwać ten piekielny ból. Już w jego ucieczce nie chodziło o dumę, czy przeżycie. On wiedział, że musi umrzeć. Pogodził się z tym. Nie pozwoli jednak zabić jego przyjaciół. Mimo iż go bolała ich zdrada. Nie jest taki. Nadal myśli o tym zawodzie w ich oczach. Jak mogli się nie domyśleć. Z drugiej strony miał wyrzuty sumienia. Bo czy to nie przez niego cierpią? Czy nie przez niego wisi nad nimi niebezpieczeństwo? Bo przecież wstąpił do Zakonu nawet nie zdając sobie sprawy, że tym może skazać ich na śmierć. I jeszcze ten Sfins! Co on tu robi? Przecież one żyją w Egipcie!
- Jedyna droga do celu twego przebiega przez miejsce stróżu mego. Jeśli życie chcesz oszczędzić to radzę Ci w drugą stronę pędzić. Jeśli jednak nie masz czasu i nie chcesz ulec zgubie przez stworzenia tego lasu, radzę odpowiedzieć na moją zagadkę. Nie będzie ona zbyt zawiła, bo by w twoim umyśle się spowiła zgubna dla ciebie droga.
- Daj zagadkę! Nie mam czasu!- krzyknął z rozpaczą.
- A więc słuchaj. Odpowiedzią jest osoba, która nie jest pewna. Zawsze udaje wieczną i niezniszczalną. Jest ośrodkiem zaufania i twojego wsparcia. Jednak gdy jej najbardziej potrzebujesz wbija ci nóż w plecy. Osoba wieczna, ale do czasu.
Przed oczami przebłysły mu wydarzenia z ostatnich dwóch dni. W jego oczach zabłysły łzy.
- Przyjaciel- szepnął.
- Tak- mruknął nie zadowolony Sfinks i usunął się z drogi.
Przeszedł tajemniczą bramę. Znalazł się na zielonej polanie leśnej, na której nie było nic oprócz trawy. Usiadł na nienaturalnie równej murawie, by obmyślić jakiś plan.
Jednak przerwał mu niewyobrażalny ból ramienia. Czuł się jakby włożył rękę do ognia. Zszokowany spojrzał na ramię i z przerażeniem stwierdził, że ma poparzoną do krwi skórę. Zerknął w bok, by zobaczyć co wywołało to oparzenie. Zamarł ze strachu. Kilkanaście metrów od niego stał wielki Chiński Ogniomiot.
Szybko zerwał się i popędził najszybciej jak potrafił w stronę lasu, ale w przeciwną stronę niż przyszedł. Jakimś cudem, chyba życie zawdzięcza zaskoczeniu smoka, udało mu się dobiec do celu. Poczuł tylko jeszcze liźnięcie ogniem po nodze, ale Ogniomiot nie ruszył za nim.
Przebiegł krótki fragment boru i napotkał jezioro. Z ulgą uklęknął na jego brzegu i zanurzył rękę, by się napić. Jednak jego los okazał się nie zbyt łaskawy dla niego. Już chwilę po zetknięciu ręki z wodą, na nadgarstku zacisnęły mu się patyczkowate palce. Westchnął ze znużeniem. Nie czuł już ciała z bólu, a jego dusza wcale nie miała się lepiej. Pragnął tylko umrzeć. To byłaby jedyna ulga. Bo nawet jak uda mu się jakoś dotrzeć do Hogwartu, to czy będzie potrafił spojrzeć przyjaciołom w oczy? Czy im wybaczy tą chwilę zawahania?
Otępiale chwycił za różdżkę i uwolnił się od druzgotka. Wstał i niemal natychmiast usiadł czując brak siły. Co prawda umiał się teleportować, bo z resztą Huncwotów opanowali tą sztukę już pod koniec piątej klasy, ale nie był pewny czy da radę aportować się nie tracąc przy tym ręki. Ale czy ma już cokolwiek do stracenia? Nie. Tak więc chwycił mocno różdżkę i okręcił się w miejscu skupiając się na celu. Chcę do Hogwartu, chcę do Hogwartu...* I ku jego uciesze i zdziwieniu poczuł pochłaniającą go ciemność. Udało się!


- Albusie! Niby w jaki sposób udowodnić, że Potter to nie Potter! Gdyby istniało jakieś zaklęcie, albo eliksir na prawdę!* Ale nie ma! Nie pomoże tu legilimencja. Jeśli to śmierciożerca to jestem przekonana, że ma opanowaną oklumencję do perfekcji!
Wszyscy członkowie Zakonu Feniksa siedzieli właśnie od dwóch godzin na kolejnym spotkaniu.
- Minerwo. Ja doskonale wiem o co chodzi. Nie możemy jednak na razie nic więcej zrobić. Chodźmy lepiej wszyscy na obiad. Później zajmiemy się wzmocnieniem ochrony zamku w razie czego. A co do Jamesa prawdziwego to nie ma żadnych śladów. Powinniśmy mieć jednak nadzieję, że nasze przypuszczenia są słuszne- westchnął i z całym Zakonem Udali się do Wielkiej Sali.
Po wejściu od razu zorientowali się, że coś jest nie tak. I mieli rację. Na środku stał "James Potter" z połową domu Węża  i wszyscy celowali w grupkę Gryfonów. W Syriusza, Remusa, Petera, Lily, Kate, Dorcas i Ann. Mieli okropne uśmiechy na twarzach. Pozostali uczniowie wraz z resztą grona pedagogicznego zostali przytwierdzeni do krzeseł z zawiązanymi rękoma i zakneblowanymi ustami. Dumbledore szybko uwolnil wszystkich machnięciem ręki i podszedł do grupy, która stopniowo zaczęła się zmniejszać aż został tylko fałszywy James z zawiązanymi Gryfonami. Widząc dyrektora pociągnął Lily za włosy i przyłożył jej różdżkę do gardła.
- Nie róbcie nic, albo stanie się jej krzywda- warknął groźnie, na co dyrektor się zatrzymał.
- Och to by było nie rozsądne. Przy tylu świadkach?- powiedział spokojnie.
- W dupie mam Azkaban. Chcesz się przekonać? To patrz. Avada...- zaczął, ale nie zdążył bo nagle prawdziwy James Potter zmaterializował się na jego plecach powalając go na ziemię.
Rozejrzał się zmęczonym wzrokiem po wszystkich i powiedział lekkim tonem:
- Przegapiłem coś?- zaśmiał się, lecz zaraz zaczął kaszleć krwawy kaszlem.
- Alastorze! Wezwij szybko uzdrowicieli! Marku ty powiadom Ministerstwo Magii. Pani Pomfrey proszę szybko przetransportować pana Pottera do Skrzydła Szpitalnego. A pan, panie... jeszcze nie wiem kto, ale eliksir wielosokowy wkrótce przestanie działać, to się dowiem.... zapraszam do gabinetu.
Każdy zrobił tak jak kazał. Po chwili Gryfoni byli wolni, śmierciożerca związany, a James Potter ratowany przez uzdrowicieli w Skrzydle Szpitalnym.
Paczka przyjaciół popatrzyła po sobie zakłopotanym wzrokiem.
- Czy wy też.... pomyśleliście...no wiecie...że to prawdziwy James? - zapytał zakłopotany Syriusz.
Reszta tylko potwierdziła skinieniem głowy.
- On... On nam zawsze pomagał... A my...
- A my go zdradziliśmy - szepnął Remus.
- Myślicie, że nam wybaczy?- zapytała Lily.
- On? On wybaczyłby nam nawet jakbyśmy chcieli go zabić. Jest prawdziwym przyjacielem- stwierdził Łapa wpatrując się w podłogę.
- Zawiedliśmy- mruknął Peter.


- Wy głupcy! Nawet jednej misji nie można wam powierzyć! Jak mógł uciec? Wydostać się z domu, a później przejść nasze przeszkody!! Zapłacicie za to! - wysyczał Czarny Pan patrząc z pogardą i złością na śmierciożerców.
- Panie... Jemu nie do końca pozwoliliśmy mu uciec- powiedział Lucjusz Malfoy z szaleńczym uśmiechem.
Lord Voldemort przeniknął przez jego myśli i uśmiechnął się szyderczo.
- Przynajmniej nie do końca spapraliście robotę. Jeśli teraz przepuścicie tą okazję... Nie będę już taki łaskawy...- zaśmiał się złowrogo wywołując dreszcze u swych sług.
****************************************************************************
* Wiem, że nie można aportować się do Hogwartu, ale zmieniłam to na potrzebę mojego opowiadania.
** W moim opowiadaniu nie wynaleźli jeszcze Veritaserum.

Hej :)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i nie jest tak smętny jak mi się wydaje.
Wpadłam na taki pomysł, że może chcielibyście, żebym narysowała Lily. Co wy na to? Piszcie w komentarzach! :)
Pozdrawiam,
Rogaczka.

4 komentarze:

  1. Droga Rogaczko!
    Cieszę się bardzo, że James uciekł. Mam nadzieję, że wybaczy przyjaciołom. Jestem ciekawa co takiego miał na myśli Malfoy.
    Czekam na nexta
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS tak jasne narysuj Lily :D
      Jestem ciekawa jak będzie wyglądać w twojej odsłonie :D

      Usuń
  2. Kochana!
    Po pierwsze - WESOŁYCH ŚWIĄT! Zdrowia, szczęścia i bogatego zajączka Ci życzę.
    Po drugie - Genialny rozdział. Biedny mój Jim, ale jestem zła na jego przyjaciół. Jak tak można, co? Syriusz, pacanie, tu niby brat, a tu wierzysz Śmierciożercy. A ty Lilka? Saszisz, że mógłby nazwać Cię lub kogokolwiek szlamą? Remus, idioto, ty miałeś być ten mądry! Po tym wszystkim co James dla Ciebie zrobił, zaczynasz w niego wątpić? No fajnie, nie ma co, dobrzy z was przyjaciele. Jim powinien im tak wszystko wygarnąć, że hoho! Niech się ze wstydu pod ziemię zapadną! Ugh, co te Śmieciojady jeszcze wymyśliły? Biedny, biedny James.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nexta!
    Ann Black

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, jako że środa nastała, u mnie pojawił się nowy rozdział.
    Pozdrawiam
    Ann Black

    OdpowiedzUsuń